wtorek, 16 lutego 2016

Zielono mi!

Czytałyście Samotność w sieci Wiśniewskiego? Ja tak, bardzo dawno temu. Z tej książki, w której fabułę nie będę się dziś zagłębiać (dość powiedzieć, że na swoje czasy była to książka bardzo nowatorska), wzięła się moja fascynacja zielonym kolorem. Ciemna, butelkowa zieleń przez długi czas rządziła zarówno w mojej szafie, jak i w otoczeniu. Lubiłam ten kolor tak bardzo, że pewnego dnia przesadziłam. Właśnie remontowaliśmy wypożyczony domek, malowaliśmy salon. Matko, to było ponad siedem lat temu! No, ale do rzeczy. Przesadziłam z barwnikiem do farby i wyszedł bardzo ciemny kolor. Oczywiście zamierzony - przez pierwsze kilka tygodni byłam zachwycona! A potem przyszła zima, popsuło się ogrzewanie i w tym zielonym pokoju zaczęłam czuć się jak w pieczarze. Powiedziałam wtedy sobie - dość zielonego! 


Ale stara miłość nie rdzewieje. Od jakiegoś czasu powracała do mnie we wspomnieniach, pojedynczych ciuchach. Zwracałam na nią co raz większą uwagę w Waszych blogowych stylizacjach. Powróciła z całą mocą, kiedy szyłam dla Łucji sukienkę Meridy. Tak pojawił się pomysł na poduszkę. Do jej wykończenia posłużył mi szary konik dala - naprasowanka. Miałam dwie - jedną wykorzystałam rok temu przy robieniu dekoracji do pokoju Łucji. Drugi czekał w szafie na natchnienie. Doczekał się. Koniki pochodzą ze sklepu Nie tylko na. 


Potem, na blogu All things pretty and simple przeczytałam wpis o robieniu tablic, tzw. moodboard. Wiedziałam, że na pewno nauczę się je robić. Magda tak fantastycznie wszystko wytłumaczyła, że wystarczyło mi pół godzinki, by stworzyć moją własną, zieloną tablicę. Kolarz stworzyłam dodając do mebli, jakie mam w domu kilka drobiazgów w ulubionym kolorze oraz takich, które chciałabym mieć (np. lampa).  Wyszło tak:


A potem poszło już z górki. Pomalowałam puszkę po ananasie i zrobiłam z niej osłonkę na doniczkę dla pięknych, wiosennych żonkili. 



W second handzie wyszukałam bieżnik na stół. Nie znalazłam narzuty. Do głowy wpadł mi szatański pomysł. Wyciągnęłam z szafy stary koc, upolowany także w sh, kiedyś biały, dziś straszący brudną szarością. Na olx zamówiłam barwniki do tkanin. Pamiętam je z czasów dzieciństwa. Nie wiem, czy to ta sama firma i czy też miały motylka na opakowaniu, ale sposób użycia jest cały czas ten sam - rozpuszczony barwnik wlewamy do garnka, materiał gotujemy w tym roztworze przez godzinę w międzyczasie dodając sól kuchenną. Użyłam największego kociołka, jaki miałam w domu, ale okazał się on zbyt mały na moją starą narzutę. Nie mogłam za bardzo mieszać materiału podczas barwienia. Kolor przyjął więc niezbyt równo. Ale nie ma tego złego - wyszedł ciekawy, marmurkowy efekt, więc i tak jestem zadowolona. 



Do tego herbata - zielona - a jakże! Znalazło się miejsce i dla rogalika (oczywiście bez-mleczny i bez-jajeczny). Tu akurat wygląda jak krewetka, ale znacie moje talenty do pieczenia... Ważne, że  to rogalik ("mamusiu, ale to jest taki specjalny rogalik? na prawdę? mogę do zjeść?" - radość Łucji bezcenna!).


Zieleń prześladuje mnie nawet w snach - ciemne, stare lasy pełne ogromnych drzew, przebijające przez gałęzie promienie słońca. Wracam tam, niczym do domu. 



12 komentarzy:

  1. Oj ja kiedyś też miałam hopla na kolor zielony -teraz mam na niego alergię :)))oczywiście nie mam na myśli zieleni tej żywej za oknem i w domu:)))najdłużej męczyłam się z tym zielonym na ścianach w kuchni brrrr dzięki bogu to już za mną :)))Podusia i kocyk b,ładne i ten Twój zielony ma inny odcień jak ten co był u mnie:)))
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Ja też nie każdy odcień zieleni lubię. Np. groszkowa zieleń przyprawia mnie o mdłości :)

      Usuń
  2. Bardzo fajne aranżacje, ta na stole jest fajna i jaka osłonka doniczkowa śliczna wyszła. Poduszka jest rewelacyjna, cudnie się wpasowała w Twoje zielone wizje :)
    Ja miewam również różne fascynacje kolorami, najdłużej chyba trwa fascynacja białym kolorem co chyba wynika z faktu, że łatwo szybko coś pozmieniać dzięki dodatkom. Zielony kolor także lubię i to właśnie taki butelkowy ale raczej do niczego mi nie pasuje.

    Wysyłam Ci uściski i zaraz zabieram się za maila.

    OdpowiedzUsuń
  3. zielono znaczy wiosennie i baaardzo dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. oj zielony zwłaszcza szmargad to mój ulubiony kolor:)
    bardzo mi sie Twoje dodatki podobaja :)) fajnie wyszłó ,cudny odcień zieleni :))
    ,a ja Ci zdradze ,że mam sypialnie zielona tylko to zielen jasna plus drewno naturalme wiec da się spac ;)) nie jest ciemno
    a zielona herbatke też popijam bardzo ja lubię

    pozdrowionka
    a w doniczce myslałam ,że to cebulka ;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha,widzę,ze i u Ciebie zielono:)))))Takie ciągoty wiosenne:))
    Pracowicie spędzasz czas,rewelacyjne przeróbki.Skrzyneczka zaaranżowana zjawiskowo,bardzo lubię taki klimacik:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta szmaragdowa, butelkowa zieleń jest śliczna. Kocyk rewelacja. Ja na początku mieszkania w swoim własnym lokum zarzuciłam go dodatkami zielonymi i żółtymi. Taka wtedy była moja fascynacja. Pomalowałam też sypialnię na groszkowy odcień :-) Dziś już patrzeć na to nie mogę i tylko lenistwo powstrzymuje mnie przed zamalowaniem tego. Ale w ubraniach, szczególnie w butelkowej wersji bardzo go lubię. W domu wiadomo aktualnie miętowy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo lubię zielony kolor, ten stonowany, spokojny, niezbyt jaskrawy. No chyba, że w roślinności, to ostra seledynowa zieloność młodziutkich listków, które dopiero zaczynają się pojawiać na drzewach, nie ma sobie równej :)))
    Super migawki z zielenią w Twoim domu. Pomysł na puszkę , jako osłonka rewelacja, ślicznie wygląda. Podusia super, a i jestem pod wrażeniem metamorfozy koca :) Świetny efekt i na pewno jeszcze długo będzie służył :)
    Pozdrawiam ciepło, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Więc po kolei...
    PEWNIE, że czytałam samotność w sieci... całą ją pokreśliłam zaznaczając cytaty... 'o mnie' bo akurat wtedy też kochałam... mailowo ;-)))
    ehhh... piękniee było ;-))) byłam taka młoda i naiwna ;-)))
    do zielonego słabości nigdy nie miałam choć go lubię (do rudych włosów pasuje ;-))) ) ale Twoja interpretacja i pomysłowość niezmiernie mi się podobają...
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też już czekam z niecierpliwością na zieleń w domu :)
    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam, a jakże:)) podziwiam Twoje aranżacje, wspaniale sobie radzisz. No i pomysł z narzutą godny pochwalenia. Pięknie to wszystko co zrobiłaś wygląda. A zieleń jest pozytywna więc chyba warto się nią otaczać. Bliżej natury:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)