sobota, 31 marca 2012

Wielkanocna "Moda na sukces"

Narobiło mi się zaległości, oj narobiło... To wszystko przez to, że nie czuję się ostatnio na siłach, by po pracy jeszcze siadać do komputera. Poza tym zrobiliśmy wymarzony remont w kuchni. Mam nadzieję, że po weekendzie pochwalę się Wam efektami. Praca szła znacznie wolniej przez to, że Mąż praktycznie sam wszystko robił. Tyle czekałam na te kuchenne rewolucje, a jak przyszły, to mnie dopadła taka niedyspozycja…
Tymczasem żeby dziś Was już nie zanudzać pokażę tylko następne jajeczka. Wiem, wiem, nudzę jak w brazylijskim serialu. Pewnie macie ich już dość, ja może też. Ale znajomych dużo i nie mogę przecież nagle powiedzieć, że mi się odwidziało malowanie po nocach :) Oto więc trzy króliki dla trzech Dzieciaczków:


A tu już stroik dla Teściowej.


Podobne jajko już robiłam i widziałam, że bardzo się jej spodobało (w końcu takie żółciutkie i świąteczne), więc zrobiłam jej podobne. A niech się kobitka cieszy. Pewnie już to pisałam, ale dodam jeszcze raz, bo warto o takich rzeczach mówić – z moją Teściową często się nie zgadzamy, często sobie delikatnie wbijamy szpileczki, ale generalnie, to super mieć taką Teściową. Że nie wspomnę o Teściu, który jest jak najprawdziwszy Tata po prostu.




To już jajeczny finisz. W przyszłym tygodniu pokażę Wam jeszcze tylko jakieś niedobitki i na rok będzie z jajami spokój :)
Pozdrawiam cieplutko wszystkich Odwiedzających!

poniedziałek, 26 marca 2012

Post zbiorowy

Żeby się czasem ta zbiorowość nikomu nie skojarzyła (bo mi już zdążyła się skojarzyć, niestety :D).
Dziś mały galimatias, w sensie kilka zupełnie różnych rzeczy jednocześnie.

Po pierwsze: konkurs u Małopolanek.



W odzewie na zaproszenie Grodzi zgłosiłam moje jajo z kameą na wybory jajecznych miss. Już sam udział jest dla mnie bardzo ekscytujący, więc się uśmiecham jak głupi do sera. Jeśli się Wam moje jajeczko podoba, to możecie na nie zagłosować, jak macie ochotę oczywiście. A zagłosować można na stronie Małopolanek.

Po drugie: wyróżnienie.




Tym razem dostało mi się od Umberelli. Naprawdę to niesamowicie miłe i budujące! Bardzo, bardzo dziękuję  :D
O osóbkach, które ja wyróżniłam info jest tutaj.

Po trzecie: ikona dla Mamy.

Tak, tak Mamo, jeśli czytasz tego posta, to wiedz, że św. Glorfina właśnie do Ciebie leci. Spoko, to nie koniec niespodzianek, wszystkiego nie zdradzę. W końcu to prezent.



Wybór świętej nie jest przypadkowy – to patronka imienia Grażyna, a tak właśnie ma na imię moja Mama. Ikonę zrobiłam w okazji Jej imienin. Mam nadzieję, że się spodoba.
Po raz pierwszy zastosowałam przy ikonie konturówkę – wzorki trochę koślawe, ale chyba może być. Bardzo mi się spodobał kolor, który uzyskałam nakładając złotą farbę na ciemną zieleń. Miały być spękania, ale dopiero po nałożeniu zielonej farby przypomniałam sobie, że złota farba nie pęka (podobnie jak srebrna, też macie takie doświadczenia z metalicznymi farbami?). Sama święta nałożona za pomocą transferu, całość oczywiście kilkukrotnie lakierowana. No, to tyle w kwestii Glorfiny.

By było na tyle. Jeszcze raz zachęcam Was do głosowania w konkursie Małopolanek, niekoniecznie na moje jajco, bo jak już tam zajrzycie, to się przekonacie, że pięknych jajeczek jest tam bardzo, bardzo dużo.

Pozdrawiam słonecznie!

sobota, 24 marca 2012

Chicken in red albo Merry.... Easter

Czerwono-złote klimaty kojarzą się raczej ze świętami Bożego Narodzenia... Cóż, kiedy przyjęłam zamówienie złożone na jajka w takich właśnie barwach. Powiem Wam szczerze, że nie byłam do końca przekonana, że zda to egzamin. Wiem, hipokrytka ze mnie, bo sobie to zrobiłam jaja złoto-czarne, a komuś wymawiam mało świąteczne kolory... Potem zrobiłam jeden stroik.



Muszę stwierdzić, że całkowicie się myliłam, bo efekt bardzo mi się spodobał. Nie tylko mnie, zrobiłam więc następny.



A to już koszyczek dla mojej Cioci Eli.



Musiał być inny niż reszta, bo moja Ciocia bardzo lubi niebanalne ozdoby. Zresztą musicie wiedzieć, że ta Kobitka ma niesamowity dar dekorowania wnętrz i urządzania ogrodów. Może kiedyś mi pozwoli zaprezentować tu swój dom, który urządziła w stu procentach sama. Czasami się śmieję, że umiejętności odziedziczyłam właśnie po niej.
A na koniec dwa jajeczka, które zawisną w kuchennym oknie:


Wstawiłam tutaj, bo też trochę czerwone :)

Uh, uciekam, bo oglądam Vicky, Cristina, Barcelona i muszę się skupić, co by nic nie przeoczyć :D

środa, 21 marca 2012

Wielkanoc w kolorze sepii

Tworząc pisanki już gdzieś tam wspominałam, że mi z kolorkami typowymi dla tych ozdób nie za bardzo po drodze w tym roku. W sensie bardzo mi się podobają, ale może nie do końca w moim mieszkaniu... Wszystkie jajka, które do tej pory widziałyście (-liście) na moim blogu mają już swoich właścicieli. Dla siebie zrobiłam dopiero, zaraz, zaraz... niech no policzę... całe pięć! Jedno z kameą. Doczekało się ono dwóch sióstr, które powędrowały do znajomych.





Tu natomiast jajeczko z ważką. Zupełnie nie-wielkanocne.


A to moje pierwsze poczynania z jajkiem z pleksi. W środku królik z Alicji w krainie czarów. Rysunek jest autorstwa Johna Tenniela, a znalazłam go tutaj. W środku kilka trybików od zegarka, tarcza zegarowa jako zawieszka – w końcu ten królik bardzo się spieszył. Nie mogłam pozwolić, żeby spóźnił się na krykieta do Królowej Kier. Napis follow the White Rabbit  powstał przy użyciu flamastra do płyt CD (miał być również transferowany, ale był taki malutki, że transfer się zniszczył przy nakładaniu). Tył pisanki zdobiony za pomocą farby konturowej do witraży.



A to już koszyczek zrobiony dla mojej koleżanki z pracy. Nie wiem, czy spękania wystarczą, by określić go mianem „retro”. W każdym razie wpisuje się w mało-wielkanocne klimaty (bardziej odnośnie kolorów, niż piórkowych motywów). Piórka pozbierane w parku, żadne tam ze sklepu :D



Wiecie, nie chodzi o to, że mam coś do kurczaczków, zajączków i innych takich. Na pewno jakaś kurka i inne jajeczka znajdą miejsce pośród świątecznych ozdób w moim M. Po prostu lubię czasami potraktować święta nie do końca dosłownie.

***

A teraz, żeby nie było, że tylko jajka i jajka, prezentuję Wam szufladkę. Wyciągnięta ze starej szafki wiszącej, co straszyła w szopie.


Front tylko umyłam. Resztę pomalowałam białą farbą, a potem wtarłam patynę, żeby całość nabrała postarzonego charakteru. Jeszcze tylko nowa gałka, królik (ten sam, co na jajku – bardzo mi się spodobał), zegarek i już pojemnik zdobi mój sekretarzyk.


Mam jeszcze jedną taką samą szufladkę, ale zabiorę się za nią, jak będę miała gdzie przełożyć graty, żeby spoczęła obok siostry :)

Pozdrawiam i dziękuję za ogromny zastrzyk pozytywnej energii w postaci komentarzy :)

poniedziałek, 19 marca 2012

Słoneczny weekend w Dobrzycy

Miało być o jajkach, ale miniony weekend był tak przyjemny, że muszę się Wam pochwalić naszą pierwszą tegoroczną wycieczką. Pojechaliśmy do Dobrzycy, małego miasteczka pod Pleszewem. W sumie od Kalisza niezbyt daleko, droga bardzo ładna, kusząca atrakcja w postaci pałacu. Niestety wnętrz muzeum nie zobaczyliśmy, bo nie doczytałam, że w sezonie zimowym w weekendy jest otwarte po wcześniejszym ustaleniu... No trudno. Park w stylu angielskim całkowicie zrekompensował tą niedogodność. Całości smaczku dodaje wolnomularska przeszłość właściciela pałacu, legenda o duchu i niezwykłe atrakcje ogrodu, m. in. sztuczna grota, zagroda, po której przechadzają się dumne pawie, malownicze stawy, czy monopter. Nie będę Was tu zanudzać faktami i opowieściami, możecie o nich przeczytać na stronie muzeum (klik), lub tutaj. Pokażę Wam za to kilka zdjęć ukazujących dobrzycką perełkę z trochę innej strony.























Na koniec muszę Wam jeszcze koniecznie powiedzieć, skąd w ogóle pomysł na wycieczkę. Na Dzień Kobiet dostałam od Męża książkę Anety Pomomarenko pt. Strażnik skarbu. Akcja powieści rozgrywa się w 1888 roku w Kaliszu. Taki modny ostatnio kryminał retro. A że ja uwielbiam takie klimaty i że rzecz się dzieje w moim mieście, to po prostu musiałam to przeczytać (o recenzję może pokuszę się innym razem). Jednym z głównych wątków jest masoneria. W tym kontekście pojawia się właśnie pałac w Dobrzycy i zbiory biblioteczne i archiwalne jego właściciela. Wystarczyło zapytać wujka Google, pokazał zdjęcia i trasę. A że mój Michał stwierdził, że ma dzień dobroci dla żony (choć potem się tłumaczył, że po prostu miał na myśli spełnianie moich zachcianek :D), to nie mogłam tego nie wykorzystać. Było naprawdę super! Oby więcej takich słoncznych weekendów.

czwartek, 15 marca 2012

Bez jaj!

Dziś jajek nie będzie, ale klimat pozostaje jak najbardziej świąteczny. W końcu do Wielkiej Nocy pozostało już tylko kilka tygodni. Chciałabym więc Wam pokazać dwie serwetki, które wyszyłam chyba dwa lata temu. Jedna z kurczakiem, do koszyczka, a druga z zającem, do dekoracji :D






Oba wzory pochodzą z książki, którą pokazywałam Wam tutaj.

 ***

A na deser dwa wyróżnienia:





Dziewczyny, strasznie mi miło! Bardzo się cieszę, że moja tfurczość wesoła spotyka się z Waszym uznaniem. Naprawdę jestem przeszczęśliwa!
Jako, że brałam już udział w tych zabawach i w związku z tym wyróżniałam blogi tu i tu, nie będę się powtarzać, co – mam nadzieję – zostanie mi wybaczone.

Pozdrawiam serdecznie i do następnego razu (a będzie znowu jajecznie, tak wyszło, że mam w tym roku zatrzęsienie z tymi jajami)!