środa, 29 stycznia 2014

Drzewko szczęścia



Od sprzątnięcia ozdób świątecznych minęło już trochę czasu. W kącie na moim sekretarzyku zrobiło się pusto. Nie mogło tak być! A że mroźne wieczory sprzyjają tworzeniu, zrobiłam sobie drzewko szczęścia. 


To ozdoba zrobiona dosłownie w 20 minut. Potrzebne mi były: styropianowa kula (pozostałość po bombkach), mech (przyniesiony jesienią z lasu), ciepły klej, doniczka z ziemią, zaostrzony na końcach patyk (przyniesiony ze spaceru z piesem) oraz sznurek i ptaszek (opcjonalnie). 


Czynności wykonane na owych przedmiotach są dość oczywiste, więc nie będę Wam tu przynudzać. Kolejna rzecz z listy rzeczy do zrobienia została odhaczona! :)




Dziś zabieram się za koty. Relacja z kociej przygody już wkrótce.
Do zobaczenia!

P.S. Czy Lisa jest aż tak okropna? Skutecznie większość z Was odstrasza od walentynkowego candy… :(

sobota, 25 stycznia 2014

Walentynkowe candy

Chciałam Wam dziś zaproponować zabawę – walentynkowe candy. Do wygrania tildowy aniołek. Kiedy ją znalazłam, od razu sobie pomyślałam, że na pewno któraś z Was chętnie ją przygarnie. Ma na imię Lisa, o czym świadczy przyczepiona zawieszka. Pochodzi ze Szwecji. 


Lisa ma 60 cm wzrostu i uroczą, bujną fryzurę. Czyż nie jest piękna?! A te stylowe okularki… Pewnie się zastanawiacie, dlaczego jej sobie nie zostawię. Powód jest prozaiczny – Łucja jest jeszcze za mała na zabawę z Lisą, na półce jej nie postawię, bo nawet większość misiów pochowałam, żeby nie zbierały kurzu. Dlaczego więc taka śliczna lalka miałaby leżeć w ciemnej szafce, jeśli może cieszyć czyjeś serce? Z resztą kupowałam ją z myślą o Was. Oto więc jest. 


Zasady jak zawsze: podlinkowany banerek na blogu i komentarz pod tym postem. Można dołączyć do obserwatorów, można polubić profil na facebooku (odsyłacz w pasku bocznym). Osoby nie posiadające bloga też mogą wziąć udział w zabawie, warunkiem jest pozostawienie maila. To chyba wszystko… Aha, no oczywiście zabawa trwa do 14 lutego. Losowanie w dniu następnym.

 Zapraszam do zabawy!

wtorek, 21 stycznia 2014

Dziaduszki

Wszystkim Babciom i Dziadkom składamy najserdeczniejsze życzenia zdrowia i cierpliwości oraz spełnienia marzeń!

Przeglądając jakiś czas temu zszywka.pl (szczegóły tutaj) znalazłam mega fajną rzecz - babuszkę zrobioną z plastikowej butelki, rajstop i waty. Przez kilka dni z rzędu oglądałam i zastanawiałam się, czy będę w stanie takie cudo wykonać. W myśl zasady, że nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz, postanowiłam pewnego wieczoru zabrać się do pracy. Zrobiłam. Może efekt nie jest tak powalający, jak oryginał, ale zobaczyłam przynajmniej, że się da. A potem zaczęłam się zastanawiać, po co mi taka babuszka i gdzie ja ją postawię. Olśniło mnie! Postanowiłam zrobić jeszcze dziadka i zanieść wesołą parę staruszków do żłobka, jako dekorację na Dzień Babci i Dziadka.








 Lalki przykleiłam do kawałka panelu podłogowego. Miała być ławeczka, ale czasu i sił mi brakło... Ostatnio wszyscy jesteśmy chorzy (słyszeliście o takiej cholerze, jak wirus bostoński?), W aptece jestem częściej, niż po chleb... Ale to nie post o chorobach! Wracając do meritum - Babcia Łucji, ta mieszkający w UK, nie mogłaby obyć się bez karteczki, zrobiłyśmy więc coś takiego: 



Piszę, że zrobiłyśmy, bo faktycznie Łucja mi pomagała, lub raczej próbowała wszystkiego dotykać siedząc u mnie na kolanach. Ja w tym czasie dzielnie kleiłam i składałam poszczególne elementy. Może za rok zrobi kartkę już zupełnie sama?


Babciu Grażynko! Babciu Jadziu! Prababciu Jasiu! Prababciu Zeniu! Dziadku Julianie! I Wy, wszystkie Babcie i wszyscy Dziadkowie tu zaglądający! Wszystkiego najlepszego z okazji Waszego święta!   

sobota, 18 stycznia 2014

Petra Puszkin



Witajcie weekendowo :D
Była zima, zimy ni ma… Śnieg leżał całe dwa dni. Eh, wiosną (kalendarzową) pewnie będziemy jeszcze narzekać na mrozy. Ale ja nie o pogodzie chciałam przecież pisać, jeno zaprezentować moje ostatnie cośki. No bądźmy szczerzy, nie znowu takie ostatnie, bo pomalowane na transfer czekały od dawna. A mowa o puszkach po mleku Łucji. Zbierałam i się i zbierałam z ich wykorzystaniem, aż wreszcie się udało. 



Puszki pomalowałam farbą akrylową i naniosłam transfer za pomocą Transfer Glaze firmy Heritage. Służą mi teraz jako pojemniki na mąkę pszenną i ziemniaczaną. Ta metalowa łopatka, którą widzicie na drugim zdjęciu, należała kiedyś do mojej Babci. Ona też używała jej do mąki, ale jej puszka… To była prawdziwa, amerykańska puszka :D Wielka, czerwona, z jakimiś nadrukami. Co ja bym dała za tamtą puszkę! Eh… Te nasze Babcie. Czego one w kuchni nie miały…
Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłego wieczoru i niedzieli!

wtorek, 14 stycznia 2014

Sztuka nowoczesna


Dziś chciałam się Wam pochwalić prezentem, jaki sprawiliśmy sobie z Mężem na Gwiazdkę. Już drugi rok z rzędu kupujemy coś, co nam obojgu sprawi przyjemność, a na co nie moglibyśmy sobie pozwolić ot tak sobie. Poprzednio był to dysk zewnętrzny, a tym razem padło na ekspres do kawy. Długo się zastanawialiśmy – na kapsułki, czy normalny… Z wielu względów padło na kapsułki. Jak doszło do tego, że kupiliśmy Dolce Gusto, model Melody, to już czysty przypadek i zrządzenie losu.




 Po dobrych trzech tygodniach użytkowania mogę Wam śmiało powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę. Poranne cafe au lait, popołudniowe late macchiato… Mmmmm… Na dodatek można zrobić wrażenie na gościach dodając bitą śmietanę i posypując wszystko np. cynamonem lub startą czekoladą. 
Oczywiście koniecznie musiałam zakupić wysokie szklanki. Po przebiciu się przez zakorkowane miasto i wizycie w kilku sklepach trafiłam zrezygnowana do Pepco. Jakiż był mój uśmiech, gdy zobaczyłam idealne szklanki po 2,99 zł za sztukę! Do kompletu sprawiłam sobie 6 długich łyżeczek za 9,90 zł. Teraz mam zestaw idealny!


Nie no, idealnie to było, jak sobie do tej kawy zrobiłam kruche ciasteczka.


Mam nadzieję, że wasze świąteczne prezenty były równie udane :D Następnym razem będę się chwalić już moimi wytworkami. Do zobaczenia!


sobota, 11 stycznia 2014

Upolowane


Święta dawno za nami. Większość z nas marzy już o wiośnie mimo tego, że nawet nie było większych mrozów i śniegu… Tymczasem w sklepach wyprzedażowe szaleństwo zbliża się ku końcowi. W tym roku miałam postanowienie, by nie przesadzać z zakupami na przecenie. Kilku rzeczom nie mogłam się jednak oprzeć.
Na pierwszy ogień poszedł sweter zakupiony tuż po świętach w… Pepco.



I to za całe 29,90 zł. Zauważyłam go tydzień wcześniej, ale wtedy kosztował niecałe 5 dych i było mi po prostu szkoda pieniędzy, bo szafa pęka w szwach. Sweter niestety nie dał o sobie zapomnieć. Śnił mi się przez całą noc! Nigdy jeszcze mi się to nie przytrafiło… Kiedy więc zobaczyłam na metce promocyjną cenę, nie mogłam sobie odmówić, dodatkowo przekonywana przez Męża, że to taki milutki ciuszek, w dodatku całkiem w moim stylu. Idealnie pasuje do skórzanych spodni. Uwielbiam się w niego wtulać. Jest taki mięciutki i puchaty! Na dodatek ta gwiazda… jakże miła odmiana po wszechobecnych na ubraniach sercach. A o tym, ile razy koledzy zwracali się do mnie „gwiazdeczko”, to już nie wspomnę :D
Kolejny zakup, to srebrny jelonek. Trafiłam na niego w Kauflandzie.




Nie uwierzycie, dałam za niego całe 3,24 zł! Serio! Uwielbiam wszelkie rogacze, więc musiałam go mieć. Razem z nim przywędrowały cudne, brązowe gwiazdki  (po 0,49 zł każda) i kilka innych, świątecznych drobiazgów, ale one leżą już w pudle z ozdobami. Jelonek zostanie z nami na stałe. 
Ostatni upolowany przedmiot, to ptaszek z Home & You (4,50 zł).



Już od dawna o takim marzyłam, więc kiedy poszłam kupić prezent na parapetówkę dla bratowej, to ptaszek był dopisany do listy. Teraz siedzi sobie w stroiku i również będzie naszym stałym współlokatorem. 

Czy Wy też dałyście się w tym roku ponieść wyprzedażowemu szaleństwu?
Pozdrawiam cieplutko i życzę Wszystkim słonecznej niedzieli!

wtorek, 7 stycznia 2014

Renia


Jeszcze chyba w listopadzie Przyjaciółka poprosiła mnie o dwa renifery, dla synka oraz dla bratanicy, Zuzi. Dzieci miały je dostać na święta. Do Jasia trafił Zbyniu, o którym Wam już pisałam. Chłopiec podobno się z nim nie rozstaje, nawet śpią razem. Renifer został też przechrzczony i teraz nazywa się Bosy Antek. Dla dziewczynki uszyłam natomiast Renię. Chociaż w sumie, to do tej pory nie wiem, czy maskotka trafiła do Małej, bo Przyjaciółka stwierdziła, że szkoda, żeby się Renia ze Zbyniem, przepraszam, Antkiem, rozstawała… W każdym razie reniferzyca powstała w ostatniej chwili przed terminem odbioru. Zaopatrzyłam ją w fikuśne spodnie, modny sweter z obfitym golfem oraz prototypowe butki. Jak Wam się podoba Renia?










sobota, 4 stycznia 2014

Z Nowym Rokiem...


…nowym krokiem, jak to mówią. Dlatego jestem gotowa! Dziś na to, by zacząć wypełniać jedno ze swoich noworocznych postanowień – więcej blogować.


Mam więc cały imbryk pysznej herbaty, kilka ciastek (nie oszukujmy się – już zjedzonych), no i coś przecudownego, czekoladę Milka Chocko & Biscuit (mmmm!), Mąż zabrał Łucję na spacer, a w tle leci przepiękna muzyka z pierwszej części Władcy Pierścieni… To wymarzony moment, by wreszcie, po długiej przerwie Was odwiedzić. 
Gotowa też jestem na wszelkie wyzwania, jakie 2014 rok nam przyniesie. Po doświadczeniach ostatnich dwóch, trzech lat nie ma dla mnie rzeczy nie do pokonania. Poza oczywiście tymi ostatecznymi, ale o tym przecież nikt nie chce zawczasu rozmyślać. Dlatego też póki co moszczę się wygodnie na krześle. Uważajcie! Przybywam!