wtorek, 11 września 2012

Kurka, półeczka i wyróżnienie


Dziś zaczynam od kuchni. A w niej kilka zmian, w sensie dodatków. Na pierwszy ogień idzie kropkowa kurka, o której kiedyś mimochodem wspominałam.


Widziałam raz podobną w necie i bardzo mi się spodobała, a że w sklepie akurat jej na stanie nie mieli (w Home & You), to poprosiłam Męża, żeby mi wyciął ze sklejki coś kurzego. Naszykował mi też druciki na ogon i nóżki. No a mi pozostało tylko pomalować. Grzebyczek i dziobek zrobiłam z filcu. I kura gotowa. Stoi teraz i dumnym okiem spogląda na kuchnię:


Radość z niej jest tym większa, że zrobiliśmy ją z Mężem wspólnie. Widzę te kurze niedoskonałości i wcale mi nie przeszkadzają… Już zawsze będę na nią patrzała z sentymentem.

Kolejnym przedsięwzięciem, w którym poprosiłam Męża o pomoc było zawieszenie półeczki na prezeciochy, o których mówiłam Wam ostatnio. Przywieźliśmy starą półkę z mojego rodzinnego domu. Zrobił ją kilkanaście lat temu mój Tata. Teraz tego nie widać, ale miała powypalane wzorki – kółka i kropki. Uległy niestety zamalowaniu :D Po dość mocnym szlifowaniu, dwukrotnym nałożeniu farby i powrocie Męża ze skandynawskich wojaży półka znalazła wreszcie swoje miejsce:


Znalazły się na niej praktycznie same prezenty – słoiki od Cioci Eli, komplecik od Siostry i woreczek od Ani. I tylko makowe słoiczki zrobiłam kiedyś, kiedyś sama. Bardzo się cieszę, że zyskałam trochę miejsca na blacie. Już niedługo pewnie bardzo się przyda.

Poza kuchennymi nowościami chciałabym się Wam dziś pochwalić wyróżnieniem, które dostałam od Ani z Mój dom – moja przystań. Aniu, bardzo serdecznie Ci dziękuję :D Ogromnie się cieszę! Trzeba mnie było widzieć, jak o tym przeczytałam – banan na ryjku i łzy w oczach (te łzy to przez to, że ostatnio wszystko mnie wzrusza…)



Co do moich typów na wyróżnienia, to u wielu z Was widziałam już te banerki, choć ostatnio jestem bardzo rzadko w blogowym świecie, więc nie gniewajcie się, że tym razem pominę tę część i nie „podam dalej”.

I jeszcze mała refleksja na koniec. Mąż mi znowu wyjechał. Tym razem do Norwegii. Nacieszyłam się nim raptem dwa dni, a on znowu hyc! i go nie ma. Tak daleko od siebie, to chyba jeszcze nie byliśmy. Siedzi sobie teraz na samiutkim krańcu świata, prawie 3 tys. km stąd. Wczoraj był na Nordkapp, przylądku uważanym za najdalej wysunięty na północ punkt Europy. A ja tu usycham, słomiana wdowa… I tylko mnie denerwuje, jak ciągle mi się ktoś pyta, jak się z tym czuję… A jak mam się czuć? Jak Osiołek z „Kubusia Puchatka”:

- Czasem leżę w trawie i wcale mnie nie widać – mruknął Osiołek – I świat jest taki ładny! A potem ktoś przychodzi i pyta: „Jak się dziś czujesz?” I zaraz się okazuje, że okropnie.