czwartek, 28 maja 2015

o Dniu Mamy

Jak zawsze takie dni mijają bardzo szybko. Pewnie dlatego, że są tak bardzo wyjątkowe... Dla swoich Mam, czyli dla Mamy-Mamy i dla Mamy-Teściowej przygotowałam oczywiście kartki z życzeniami. 



Matka jest ciepłem, jest pokarmem, matka jest pełnym błogości stanem zadowolenia i bezpieczeństwa (…). Nic nie musisz zrobić aby być kochanym – miłość matki nie jest obwarowana żadnym warunkiem (…).
Erich Fromm

Myślę, że w ciągu kilku ostatnich lat ewolucję przeszły nie tylko moje zdolności scrapowe (jak sobie przypomnę kartki z początków mojej z nimi przygody, to głowa mnie boli...), ale przede wszystkim miłość do kobiet, które oddały nam cząstkę siebie. Miłość, a może po prostu zrozumienie. Wcześniej zdawało mi się, że rozumiem ich radość z naszych sukcesów, smutek, kiedy ponosiliśmy porażkę, gniew, gdy wróciliśmy później (dużo później...) niż obiecaliśmy, a w rzeczywistości strach o to, czy nic nam nie jest. Teraz wiem, że obecna ja mogłaby powiedzieć tej sprzed narodzin Łucji - parafrazując słowa z jakże popularnego serialu/książki: You know nothing, Petra Bluszcz! Bo jak mówi stare przysłowie, tyle nas znamy, ile nas sprawdzono... Dość wcześnie zrozumiałam, że surowe wychowanie wyszło mi na dobre. Starania Mamy, żeby było po prostu dobrze, choć bywało cholernie ciężko, z różnych względów, widziałam każdego dnia. Czasami mam do siebie żal, że wielu rzeczy jednak nie zauważałam, że Mama w walce o nasze dobro była osamotniona. Teraz obie, a w zasadzie wszystkie trzy, Mama, ja i Siostra, jesteśmy silnymi kobietami. Taką siłę chciałabym przekazać mojej Córeczce. Siłę, wiarę w siebie, dobro i empatię. Bywa ciężko, a to dopiero początek... Tymczasem od mojej małej kruszynki dostałam kwiatki. 


Co prawda bukiecik zrobiły Panie ze żłobka (pięknie dziękuję Wam w imieniu wszystkich mam!), ale kiedy weszłam po Łucję, a ona podbiegła do mnie z tymi papierowymi kwiatkami i rzuciła mi się na szyję, myślałam że zaraz poryczę się ze szczęścia. Dla takich właśnie chwil wiem, że warto. 

poniedziałek, 25 maja 2015

Eko-dywanik DIY

Witam poniedziałkowo! Na początek dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa pod adresem pokoiku Łucji. Jest nam bardzo miło, że Wam też się on podoba. 


Dziś, zgodnie z obietnicą, dywanik z owego pokoju. Jest on zrobiony z T-shirtów. To kolejny przedmiot pozyskany z recyklingu. Lubię takie, ale to już wiecie. Dlatego nie zagłębiając się w szczegóły przejdę do konkretów. Jeśli naszłaby Was ochota na zrobienie sobie czegoś podobnego, to potrzebne będą:

  • podkoszulki (ja wykorzystałam 6 - 2 białe, 2 szare i 2 różowe; wyszedł z nich dywan o średnicy 55 cm)
  • nożyczki
  • igła i nitka


Tak, to wszystko! No może jeszcze odrobina cierpliwości i plastry na pokłute palce. 


KROK 1. Koszulki tniemy na paski szerokości około 4 cm. Oczywiście nie bawiłam się w mierzenie i cięłam "na oko".





KROK 2. Bierzemy każdy pasek osobno i rozciągamy go, wskutek czego materiał roluje się.



KROK 3. Zaplatamy paski. Ja zrobiłam warkocze trójkolorowe, ale jak kto lubi. Każdy kolejny pasek wplatamy w istniejący warkocz, aby tworzyły jeden nieprzerwany sznur.


KROK 4. Zszywamy początek, aby nie było pęków. Potem zakręcamy warkocz i tworzymy koło. Zszywamy łączenie warkocza... Zszywamy i zszywamy, aż zużyjemy cały materiał. Potem ładnie wykańczamy podszywając końcówki warkocza pod spód dywanu. 



KROK 5. Cieszymy się, że znowu mogliśmy zrobić coś sami :D 



Taki dywanik to banalnie prosta sprawa. Jak wspominałam wyżej, to tylko kwestia cierpliwości.  Z czasem można oczywiście go powiększać dodając nowe warkocze. Nasz jest maleńki, ma zaledwie 55 cm średnicy, ale to przede wszystkim ozdoba. Służy też jako podkładka do siedzenia dla Łucji. Gdyby był większy skończyłoby się pewnie zaanektowaniem go przez Fretkę...
Tymczasem dużo słoneczka Wam życzę i zapraszam na moje candy! Został jeszcze niecały tydzień... Buziaki!


piątek, 22 maja 2015

Spacer w chmurach

Macie tak czasem, że planujecie coś, ale z planów wychodzą nici? A to się Wam nie chce, a to coś ważniejszego wyskoczy. I nagle budzicie się pewnego ranka i wiecie, że albo zrobicie to coś dzisiaj, albo nigdy. Mnie przytrafiło się to ostatnio względem zdjęć pokoju Łucji. Mała śpi już w nim prawie dwa miesiące, a ja nie miałam weny na zrobienie fotek. Ciągle czegoś mi brakowało – a to dywanu, a to zdjęć w ramce, a to światła. Kiedy więc zrobiłam dywan (DIY w następnym poście), a zdjęcia wywołałam, nie było już wymówki. Kilka dni temu, pomimo pochmurnego nieba, dopadło mnie. Wstałam, zmusiłam się, by najpierw zjeść śniadanie i zabrałam się do roboty. 
O historii tego remontu pisałam Wam już przed świętami, więc nie będę się powtarzać. Generalnie było ciężko, ale dziś nasz mały urwis ma swój kąt, w którym może rozrabiać. Padło na motyw chmurek, które przewijają się na ścianie, lampach, zasłonkach, poduszce. Kolory dobrałam stonowane. Ostatnio już pisałam, że opanował mnie szał na punkcie połączenia bieli, szarości i różu. To za sprawą pokoju Łucji właśnie. Róż to tylko dodatki, zawsze będzie można je zmienić, jak Lucek dorośnie. Mebelki pochodzą głównie z Ikei. Wielka szafa z przesuwnymi drzwiami to już sprawka naszej kaliskiej firmy. Dodatki to handmade, Pepco, prezenty od babć, cioć i wujków lub zapomniane skarby z szafy. Skandynawską gruszkę nabazgrałam sama :D 


Serwis z Hello Kitty od cioci Karoliny.
Łucja ostatnio szaleje za tym kotem...
trzeba pomyśleć o przeróbce kuchenki...
Na łóżku cały zwierzyniec... No i oczywiście
 świnka Buba - przytulanka do spania.
Wózek dla lalek od cioci Anity, jeszcze do końca nieodkryty... 
Aniołek Ania czuwa! 

Szafa tak wielka, że aż niemieszcząca się w kadr...


Kwiatki, jedyne słuszne, bo od prawdziwych leci z nosa...

Rośnie nam mały mól książkowy. Ku mojej ogromnej uciesze!

Prezenty od: Ilony, Qrki, Zuzy, ze żłobka i od Beaty

Słoiki z pieskami - handmade :) Prawda, że śliczne?

Wymarzone schody dla Łucji... Utrapienie


Czyż ten zegar nie jest wspaniały?



Ogólny "view"

I drzwi do wymiany...


Po wielu perypetiach Mała wprowadziła się do swojego, na mój gust, bardzo dziewczęcego pokoiku, tuż przed świętami Wielkiej Nocy. Była zachwycona! Oczywiście teraz włazi na regał, by sięgnąć książeczki, a potem woła: Nie mogę zejść! Nie mogę zejść! Albo turla się po łóżku i się śmieje, mówiąc: Zobacz mamusia, wygłupiam się! Lub: Jak mięciutko! To dla nas najlepszy dowód na to, że trud się opłacił, że było warto. W końcu nasza kruszynka dorasta… Do dekoracji pokoju wykorzystałam bardzo dużo prezentów od Was, takich ja chorągiewki, anielskie skrzydła i serduszko od Ani, szkatułkę od Zuzy, serduszko z imieniem od Qrki, czy króliczka od Beatki z Magicznego zakątka. Chmurki na ścianie i konik Dala na jednej z poduszek to już zasługa Karoliny z ręką, nogą i psią łapą, która ma wspaniały i bogato zaopatrzony sklep nie tylkona, do którego z całego serca polecam Wam zajrzeć. 



Wszystkim Wam bardzo dziękuję! Czytacie od prawie dwóch i pół roku, jak moja Córeczka dorasta i teraz macie też swój udział w kreowaniu jej przestrzeni. To wspaniałe!  Aż mi się tak jakoś bardzo miło na serduszku zrobiło… Mam nadzieję, że pokój Lucka spodoba się Wam w równym stopniu, co samej lokatorce. 

Wykorzystałam:
  • regał – Ikea
  • Łóżko – Ikea
  • Taboret – Ikea
  • Kuchenka – handmade
  • Łóżeczko dla lalek – handmade/przerobione
  • Półki – handmade
  • Żyrandol i lampka - Ikea
  • Zasłony – handmade
  • Szafa przesuwna – ATO Signage & Store Fixture
  • Naklejki chmurki – nietylkona.pl
  • Konik Dala na poduszce (naprasowanka) – nietylkona.pl
  • Ramka na zdjęcia – Pepco
  • Zegar sowa – Pepco
  • Króliczek w ramce – handmade by Siostra

wtorek, 19 maja 2015

Babushka dolls, tudzież matrioszki

Jestem człowiekiem, który nie znosi nic nierobienia. Niezależnie od tego, czy czytam książkę, czy sprzątam, czy coś tworzę, prawie ciągle muszę coś robić. Nie wiem, może to nerwica rąk. Jest czas na pracę i jest czas na odpoczynek (matko, jak to biblijnie zabrzmiało...). W każdym razie nie znoszę bezsensownego wgapiania się w tv. Dlatego kiedy dostałam książkę Sew Pretty Chrismas Homestyle od mojego kochanego szwagra Jacka (wiem, wiem, że już Wam o tym pisałam), postanowiłam nie czekać zbyt długo i coś uszyć. Najmniej świąteczne, a zarazem najprostsze wydały mi się matrioszki, nazwane z angielska Babushka dolls. Szyło się je łatwo i przyjemnie. Jak poćwiczę, to i pewnie wyjdą mi ładne, zaokrąglone, a nie taki kanciaste. Kwestia wprawy. Oczywiście nie mogło być inaczej i laleczki powstały trójkolorowe - szaro-różowo-białe. Ostatnio oszalałam na punkcie połączenia tych barw. Tymczasem zapraszam do obejrzenia fotek oraz do zapisywania się na moje retro candy!





środa, 13 maja 2015

Majowe Retro Candy

Majowe candy to u mnie już niemal tradycja. No bo wiosna, bo imieniny i Dzień Matki, bo w końcu fajnie jest organizować tego typu zabawy. W tym roku z małym opóźnieniem, ale jest. 


Nagrody ufundowała moja Mama, która specjalnie z myślą o Was kupiła dwa przepiękne wiktoriańskie albumy na zdjęcia oraz dwie stylizowane portmonetki z motywem londyńskiego autobusu. Ja od siebie dorzucam mały świecznik oraz pewnie jeszcze jakiś drobiazg zrobiony własnoręcznie w kolorach dostosowanych do reszty kompletu - jeden zielony, drugi fioletowy.





Tym razem wygrają dwie osoby. Mam nadzieję, że prezenty się Wam podobają i licznie weźmiecie udział w zabawie. 

Zasady jak zawsze - komentarz wyraźnie mówiący o chęci przystąpienia do candy, banerek u siebie na blogu, osoby anonimowe proszone są o pozostawienie adresu e-mail. Dodatkowo można dołączyć do obserwatorów bloga i/lub polubić mój profil na fb. Będzie mi bardzo miło.

Muszę się Wam przyznać, że albumy były małą częścią ogromniej przesyłki, którą dostaliśmy ostatnio od mojej Mamy i Siostry. 





Wśród wszelkiej maści przydasiów znalazły się też dwa pisma, które sprezentował mi mój kochany Szwagier. Mamo, Karola, Jacek! Dziękuję Wam serdecznie! Oczywiście już zdążyłam wykorzystać dwa wzory z książki o pomysłach na świąteczne ozdoby. Zmiana materiału poczyniła z nich ozdoby całoroczne, ale o tym potem. Później pochwalę się Wam też jeszcze jednym prezentem, tym urodzinowym od moich najbliższych z Wysp. Jest bombowy! 
Tymczasem zapraszam Was do zabawy!

poniedziałek, 11 maja 2015

O wartościach niemierzalnych

Znowu miałam się chwalić, ale chyba zarówno ja, jak i Wy potrzebujemy zmiany. W końcu ten blog z założenia miał być o rękodziele. Chwaliłam się prezentami od Ani, a dziś chciałam Wam pokazać, co ja dla niej przygotowałam z okazji jej niedawnych urodzin. 
Po pierwsze kartka z życzeniami. 


Po drugie wieszak z elementami mechanizmów zegarowych. Ja kocham takie motywy i mam nadzieję, że i Ani się one spodobały. Jak tak patrzę na zdjęcia, to myślę sobie, że przydałby się tam jakiś stempelek, transfer, czy coś... Drewno po raz pierwszy bielone przeze mnie nie farbą, a woskiem, w którym się po prostu zakochałam!




Po trzecie - chmurkowy komplecik, w skład którego weszły: poszewka na poduszkę, serduszko i woreczek wypełniony lawendą. 



Po czwarte: przepiśnik. 


Wiem, że dla Ani szczególne znaczenie mają prezenty zrobione własnoręcznie, a nie takie kupione, choćby i za spore pieniądze. Ja też uważam, że ważniejsza jest wartość nieprzeliczalna na pieniądze, lecz ładunek ciepła, pozytywnej energii i pasji, które zawarte są w rzeczach, które wykonujemy sami. Oczywiście są wyjątki, kiedy dostajemy np. coś, o czym od dawna skrycie marzyliśmy, ale to już inna historia...
Pozdrawiam cieplutko i życzę wszystkim miłego tygodnia!