środa, 7 września 2016

"Harda"... muszę być ostatnio

Wrzesień przyszedł, zanim zdążyłam zauważyć. Mgliste poranki, chłodne noce, niepowtarzalny zapach unoszący się nad polami... Nieuchronnie nadchodzi jesień, z czego bardzo się cieszę. Końcówkę lata, a w zasadzie drugą połowę, mam bardzo intensywną - urlop, ślub Siostry, najróżniejsze sprawy rodzinne, zawodowe w sumie też... Nie ma co ukrywać, że rękodzieło zeszło na plan dalszy. No chyba, że miało związek ze ślubnymi przygotowaniami. Ale o tym napiszę innym razem. Zdjęcia czekają na obróbkę. Wiele rzeczy nawet nie doczekało się fotek i jakoś trzeba to nadrobić. Ostatnio zasypiam razem z dziećmi, albo tuż po nich. Tak, tak, liczba mnoga..., dorobiłam się całej trójki! Dwójka co prawda nie moja (niestety) i tylko popołudniami i wieczorami, ale jest wesoło. Czasu brakuje na wszystko, ale jednocześnie nie zamieniłabym się z nikim innym i na cokolwiek innego! Nawet, jakbym miała jeszcze dwójkę swoich. Jako jednak, że chcę do Was wrócić i pojawiać się w blogosferze z większą regularnością, opowiem Wam dziś o książce, którą czytałam na urlopie. 


Wiecie już, zarówno z bloga, a obserwatorzy mojego konta na facebooku także i stamtąd, że jestem ogromną fanką wszystkiego, co wikińskie i słowiańskie. Uwielbiam wracać do czasów początków państwa polskiego, czy jeszcze wcześniej. Stąd też, jak tylko na półkach w księgarniach pojawiła się "Harda" Elżbiety Cherezińskiej, pobiegłam do sklepu. Autorkę już znam, pisałam o niej w ubiegłym roku, kiedy miałam szczęście pochłonąć "Sagę Północną". Po nową lekturę tej wspaniałej pisarki sięgnęłam z przyjemnością. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że gdzieś tam w tle, na obrzeżach, wspomina się o moich ukochanych bohaterach z Sagi, choć często nie nazywając ich nawet po imieniu. Akcja toczy się bowiem w tym samym czasie, a tytułową postacią jest Świętosława, córka Mieszka I i siostra Bolesława Chrobrego. Dziewczyna bezpośrednia, pewna siebie, pyskata... po prostu harda. W grze między władcami średniowiecznej Europy córki są nawet ważniejsze niż synowie, jak mawiał podobno Mieszko. Cherezińska upodobała sobie czasy bardzo trudne, kiedy nasz kontynent ulegał ogromnym przemianom światopoglądowym i religijnym, a postaci w jej książkach poddawane są próbom, wątpią, dostosowują się do nowych realiów. Świętosława udaje się do Szwecji, zostaje wydana nie za tego, którego kocha, a mimo to staje się wspaniałą królową, uwielbianą przez swoich poddanych. Co najważniejsze, jest postacią historyczną, podobnie jak towarzyszący jej na kartach powieści bohaterowie. Nie jest to więc do końca fikcja, nie jest to historia alternatywna. To próba opisania losów zapomnianych kobiet, które odegrały znaczącą rolę w dziejach Polski i Europy. Barwny, lecz jednocześnie prosty język sprawia, że książkę dosłownie się chłonie! Momentalnie zatapiamy się w opowieść, jedziemy konno przez polskie puszcze, płyniemy poprzez szare, wzburzone wody Bałtyku, czujemy swąd dymu z palenisk, słyszmy zgrzyt żelaza podczas bitwy. Wspanialszej lektury na co raz dłuższe wieczory nie można sobie wyobrazić. Polecam Wam gorąco!