niedziela, 29 listopada 2015

Kalendarz adwentowy

W ostatnich tygodniach w blogosferze wnętrzarsko-rękodzielniczej dominował temat kalendarzy adwentowych. Długo i intensywnie zastanawiałam się, czy robić taki i dla nas. Łucja zna już część cyferek, ale jakoś tak nie byłam przekonana, co do słuszności wykonania takiego przedmiotu. Myślałam nad układem, materiałami, z których miałabym zrobić kalendarz, miejscem jego zawieszenia. Targały mną wątpliwości. Do czasu, kiedy robiąc coś w kuchni spojrzałam na nasz domek, który wisi na ścianie. Tak to już jest, że jak coś na stałe wpisze się w nasz krajobraz, to przestajemy na to zwracać uwagę (mistrzem jest mój Mąż, który po dwóch tygodniach wyniósł słoiki z przetworami do piwnicy, bo tak mu spowszedniały na blacie, że ich nie zauważał). W każdym razie spojrzałam i poczułam się jak Pomysłowy Dobromir, któremu zapaliła się żaróweczka nad głową. Wczoraj wieczorem poszłam po zapałki, wysypałam je wszystkie i w ich miejsce włożyłam naprzemiennie karteczkę z zadaniem i coś słodkiego.





Pudełeczka owinęłam zwykłym papierem ksero, zrobiłam stemple z numerkami, ozdobiłam zakupionymi w Norwegii (eh, ta Norwegia!) washi tapes. Dodałam masosolną gwiazdkę i mikołajka, które Łucja dostała od jednej ze swoich Pań w przedszkolu (dziękujemy Ciociu Renatko). Na szczególną uwagę zasługują kosteczki z napisem NOEL, które dostałam od Ani (a jakże! Ania mi praktycznie urządziła kuchnię). Wśród zadań znalazło się wspólne malowanie bombek, pisanie listu do św. Mikołaja, czy nauka kolędy. Dziś po południu zaczynamy radosne odliczanie dni do Świąt. 
Pozdrawiam Was i życzę miłej niedzieli!

środa, 25 listopada 2015

Czerwone jabłuszka

No, nie do końca czerwone... W biało-czerwone prążki. Uszyłam je z rękawa koszuli zakupionej w sh. Uwielbiam szyć z takich materiałów. Nie da się tego porównać z szyciem maskotki z mięciutkiego, nowiutkiego polaru, ale ma swój nieodparty urok. Wzór na jabłuszka wzięłam z książki Tildy Sew Pretty. Christmas Homestyle. Jest w niej mnóstwo świetnych wykrojów na świąteczne ozdoby. Wcześniej szyłam już misia, czy martioszki. Jabłka zawisną na świątecznej choince u mojej wesołej rodzinki w Anglii. Jeśli starczy mi czasu, to z pewnością jeszcze jakieś uszyję, bo to urocza i bardzo prosta w wykonaniu ozdoba. Wykonanie jednego owocu zajmuje nie więcej, niż 10-15 minut! Dodać muszę koniecznie, że do zrobienia jabłuszek wykorzystałam przytargany przez Łucję ze spaceru patyk. Przynosi całe mnóstwo patyków, kamieni, kasztanów, piórek... Ale jak nie zabrać, jak biegnie przez pół placu zabaw i woła: "Mamusiu! Dla ciebie!"?  Ściskam Was mocniachno! Byle do piątku!







poniedziałek, 23 listopada 2015

Anioł, którego miało nie być i kot

Jakiś czas temu pochwaliłam się koleżance z pracy, Agnieszce, moimi wątpliwej urody aniołami. Tak jej się spodobały, że poprosiła mnie o namalowanie podobnego. Już wcześniej robiłam dla niej ikony i butelkę z egipskim motywem (matko kochana, kiedy to było?!). Nie mogłam odmówić, choć obiecałam sobie, że już więcej nie obrażę własnych wyobrażeń o malarstwie takimi bohomazami. Miał być w tonacji beżowo-brązowej. Miały być też esy floresy w aureoli. Tło jednak było tak ozdobne, że nie chciałam przesadzać. Po konsultacjach z Agą dorobiłam zakrętasy. Ku mojemu zaskoczeniu, nie wyszło najgorzej. Niestety moje zdjęcia robione na szybko nie nadawały się do publikacji. Mam więc tylko te od Agnieszki. 


Oczywiście Aga nie byłaby sobą, gdyby nie zamówiła też jakiegoś kota. Bo kociara z niej straszna! Powstał zatem i brązowy kot o różnokolorowych oczach, jakie ma jego nowa właścicielka. Szczerze mówiąc zdecydowanie bardziej wolę malować koty, niż anioły... 
Aga, dziękuję Ci bardzo za to, że zechciałaś mieć kolejną zrobioną przeze mnie rzecz. To bardzo motywujące. Plus 50 do pewności siebie!


Pozdrawiam Was serdecznie i witam nowe Obserwatorki!

piątek, 20 listopada 2015

Pierwsze świąteczne i zastrzyk adrenaliny

Odsapnęłam. Wracam z rękodziełem. Łucja znowu jest chora, więc siedzimy w domu. Taki maraton zabaw połączony ze sprzątaniem zaległych półek wykańcza fizycznie i psychicznie. W wolnej chwili między układaniem klocków lego, a wyrzucaniem kolejnych niepotrzebnych śmieci skończyłam dziś zaczęte ponad tydzień temu choineczki i serduszko. 






Jakiś czas temu specjalnie z myślą o podobnych świątecznych szyjątkach kupiłam w sh... spodnie od piżamy! Wyszły drzewka wg wzoru Eleny Kogan, który wykorzystywałam już dwa, czy trzy lata temu. "Doniczki" zrobiłam ze słoiczków po deserkach dla dzieci. Po prostu okręciłam je kolorowym sznurkiem mocowanym do taśmy dwustronnej. Dodałam guzik z kokardką i tyle. Do tego serduszkowa zawieszka i świąteczny komplecik gotowy. 

Ogłoszenia parafialne:

Pewnie nie każdy z Was widział, ale w zakładce Zdrowie XXI dodałam już jakiś czas temu wpis o kawie z żołędzi. Idealna na chłodne poranki. 


Jeśli ktoś byłby zainteresowany zakupem kompletu nowoczesnych uchwytów do mebli lub ceramiczną białą głową, to zapraszam odpowiednio TU i TU




Może też ma ktoś z Was niepotrzebną już książkę "W noc wigilijną" Douglasa Gorslina? 


Chętnie nabędę. Miałam w domu dwa egzemplarze, ale gdzieś się zapodziały. Uważam, że to obowiązkowa lektura na wigilijny wieczór. Łucja jest już na nią gotowa. Od dawna wyobrażałam sobie, jak siedzimy w piżamach, w tle światełka na choince, a ja czytam jej tą książkę. Szukałam swoich już chyba wszędzie, ale jakby zapadły się pod ziemię. 

***
Tymczasem chciałam Wam dziś opowiedzieć historię, jaka przydarzyła mi się wczoraj. Wyobraźcie sobie ponury poranek w Kaliszu. Godzina 7.55, zachmurzenie duże z niewielkimi przejaśnieniami. Wiatr porywisty, bez opadów. W pośpiechu wychodzę z domu. Mam do wykonania zadanie. Bardzo ważne zadanie. Po kilku minutach staję w niewielkim tłumie. Słyszę nerwowe pomrukiwanie. Niektórzy niecierpliwie tupią nogami. Słychać ciche kliknięcie. Tłum zafalował. Szklane drzwi rozsunęły się szumiąc. Wystartowali, a ja między nimi. Ci bardziej zachłanni biegli. "Po lewej, jakby szybciej emeryci i renciści"... Oddech miałam płytki, urywany. Puls chyba z dwieście. Czy zdążę? Czy dam radę? Dotarłam na miejsce. Szybkie rozpoznanie terenu i mam! Mocno ściskam pod pachą drewnianą kolejkę z Lidla! Jagódka będzie miała wymarzony prezent na święta. Tłum uspokoił się widząc ilość towaru. Uszczęśliwiona pomagam jakiejś pani wyłowić coś spod sterty zabawek. Ludzie wesoło rozmawiają o mebelkach do domku dla lalek. Po chwili zastanowienia, bez żadnych problemów wybieram jeszcze drewniany ekspres do kawy dla Łucji. Z uśmiechem i tętnem, które wróciło do normy idę po mleko i pomidory na śniadanie. Zakupy skończone. Adrenalina, jak po skoku na bungee. Takie promocje to chyba nie dla mnie... 

Miłego weekendu wszystkim życzę! 

wtorek, 17 listopada 2015

Krótki komentarz do aktualnych wydarzeń


W naszym blogowym świecie widzę od soboty małą stagnację. Wiele z nas nie miało ochoty pisać w weekend i chwalić się kolejnymi zrobionymi rzeczami, świątecznymi przygotowaniami. Należę do nich i ja. Czas płynie i powoli wracamy do normalności. Wydarzenia z Paryża wbrew pozorom dotyczą nas wszystkich. Może nikt z naszych znajomych tam nie zginął, ale mimo wszystko to bardzo blisko nas. Ile leci się z Poznania do Paryża? Półtorej godziny? Godzinę? Bardzo mnie zasmucił mem, który widziałam wczoraj na facebooku. Chodzi o flagę Francji, którą wielu z nas "nałożyło" na swoje zdjęcia profilowe. Ktoś, w domyśle zarzucając osobom, które wykonało ten prosty gest, hipokryzję, zapytał, ile osób wstawiło na swój profil polską flagę w Dniu Niepodległości. Po pierwsze, nie było podobnej możliwości. Po drugie patriotyzm i okazywanie go poprzez noszenie symboli narodowych są sprawą, którą każdy z nas nosi w sercu. Nie chwaliłam się na fb, że wywiesiliśmy flagę na balkonie, że miałam na sobie koszulkę z orłem na piersi. To moja osobista sprawa, choć może i faktycznie powinnam pokazać, że według mnie patriotyzm nie jest obciachem, wręcz przeciwnie. Jesteśmy dziś obywatelami świata, ale nigdy nie powinniśmy zapominać o korzeniach. Solidaryzowanie się z Francuzami w tym trudnym, nie tylko dla nich, ale i dla całej Europy czasie nie jest wyrazem hipokryzji. Pokazujemy im, pokazujemy światu, że nie godzimy się na terror, nie godzimy się na nienawiść, która została w nas wymierzona. Daleka jestem od pacyfizmu, oj daleka. Popieram prezydenta Hollanda w jego działaniach odwetowych. Wydarzenia dotarły do takiego miejsca, w którym nie ma już miejsca na nadstawianie drugiego policzka. Nie znaczy to jednak, że sami mamy stać się ofiarami własnej nienawiści. Bulwersuje mnie fakt napadania na ludzi, którzy od lat mieszkają i pracują w Polsce. Mówię o sytuacji z Wrześni, gdzie pijany mężczyzna napadł na hindusa myśląc, że to muzłumanin. Widziałam też kolejną akcję na fb. We wpisie kobieta, żona hindusa, prosi o rozsądek, bo boi się z rodziną wyjść z domu. Jej mąż nosi turban i na pierwszy rzut oka widać, że to nie wyznawca Allaha. Widać, nie dla każdego jest to oczywiste. Bardzo znaczące są też wpisy oznaczone hasztagiem #notinmyname. Nie każdy muzłumanin jest terrorystą. Ci, którzy są, mogą się - w moim mniemaniu -  już spotkać ze swoim bogiem, ale nie atakujmy tych, którzy tak jak i my chcą uczciwie żyć i pracować, mają rodziny i marzenia. We wszystkim trzeba znać umiar. Zwłaszcza jeśli chodzi o życie drugiego człowieka. Boję się napływu imigrantów, boję się lecieć na święta do Mamy w Anglii. Ale mój strach nie rodzi nienawiści, nie paraliżuje mnie. Jeśli będzie trzeba, stanę do walki, ale nie będę rzucała kamieni na oślep. 
Przepraszam, jeśli kogoś mój swoisty manifest obraził. Nie miałam takiego zamiaru. To może nie miejsce na takie wpisy, ale musiałam podzielić się z Wami swoimi odczuciami. Następnym razem wracam już do rękodzieła. 

środa, 11 listopada 2015

Prezenty od serca

Lubię dawać prezenty. Nie tylko najbliższym, nie tylko rodzinie. Lubię dawać prezenty wszystkim, o których wiem, że będą się z nich cieszyć. Oczywiście są to głównie prezenty ręcznie wykonane. W taki prezent, choćby miał to być najmniejszy drobiazg, zawsze wkładam mnóstwo serca i pracy. Dziś chciałam Wam pokazać dwie malutkie rzeczy, które zrobiłam jakiś czas temu. Pierwszy to miś dla małej Ady. Ada kocha misie, więc postanowiłam zrobić dla niej w prezencie małego uszatka. Jego wykonanie zajęło mi może pół godziny, a wiem, że Adusi tak się spodobał, że zabierała go do przedszkola. 



Drugi drobiazg to zakładka do książek na urodziny dla mojej przyjaciółki Basi. Basia jet mocno zapracowaną kobietą sukcesu, a zakładka ma być dla niej motywacją do tego, by zatrzymała się na chwilę, by przeczytała coś oprócz raportów statystycznych i bilansów. Mam nadzieję, że się udało. 




Nie muszę pytać, żeby wiedzieć, że wiele z Was również ceni sobie prezenty hand made. Często taki przedmiot ma niewielką wartość materialną, ale niesie ze sobą ogromny ładunek pozytywnej energii. Energii, której głównym zadaniem jest wywołanie uśmiechu na twarzy obdarowanego. Już niedługo będziemy dawać sobie cało mnóstwo prezentów. Przyłączam się do apelu, by w wyjątkowy czas Bożego Narodzenia dawać sobie ręcznie wykonane przedmioty z duszą. 


Bransoletka z pracowni artystycznej zamiast od jubilera. Bombki ozdobione dekupażem, zamiast tych z marketów. Czapka wydziergana na drutach, zamiast takiej z sieciówki. Ręcznie uszyta lalka zamiast plastikowej. Wyszukanie zajmie nam może troszkę więcej czasu, ale najczęściej koszt jest porównywalny. Mamy jednak pewność, że daliśmy coś wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju. 
Tymczasem dziękuję Wam za tak pozytywne komentarze pod ostatnim postem.  Życzę Wam też udanego Święta Niepodległości w prawdziwie patriotycznym klimacie! 

niedziela, 8 listopada 2015

Zaległości kartkowe

W tą piękną, aczkolwiek wietrzną niedzielę nadrabiam zaległości kartkowe. Narobiłam ich ostatnio całe mnóstwo na imieniny i urodziny dla moich Najbliższych. Są imieninowe i urodzinowe, kolorowe i monochromatyczne. Słowem - różniste.

 








Tymczasem życzę Wam udanej niedzieli i uciekam na dwór, bo słoneczko zaprasza.

czwartek, 5 listopada 2015

Biedroneczko, leć do nieba!

Dziś moja mała Łucja stała się pełnoprawnym przedszkolakiem. Jej grupa ślubowała bycie wzorowymi Biedroneczkami. Co prawda troszkę mi się mój Lucek pochorował i od wtorku siedzimy w domu, ale czuje się dobrze, więc poszłyśmy. Swoją drogą to raczej reakcja alergiczna na kota, a nie przeziębienie, ale wolałam nie ryzykować. To bardzo ważny dzień, więc nie mogło nas zabraknąć w przedszkolu. Zarówno Panie Opiekunki, jak i Dyrekcja, a także sami Rodzice włożyli w przygotowanie tej imprezy mnóstwo pracy. Były pioseneczki, wierszyki i pasowanie wielkim ołówkiem. Był pyszny, słodki poczęstunek przygotowany przez rodziców. Wzruszyłam się ogromnie patrząc na Łucję, Jagódkę i resztę dzieci! 


Ze swojej strony przygotowałam wielki ołówek. Dostałam podstawę i moim zadaniem było przerobienie jej tak, by wyglądała, hmmm..., po prostu lepiej. 






Wcześniej, jeszcze na Dzień Nauczyciela, wymalowałam też biedronkę na desce. Wzór wzięłam z TEJ strony.


Na koniec chciałam Wam pokazać jeszcze babczki-biedronki. Przygotowali je rodzice jednego z Łucji kolegów (koniecznie zajrzyjcie na ich funpage, o TU). Wspaniałomyślnie zapytali, czy są w grupie dzieci z alergiami i zrobili babeczki bez mleka! Wiecie, jak się ucieszyłam i wzruszyłam (znowu)? Upiekłam co prawda ciasto, żeby Łucja nie czuła się poszkodowana, ale trzeba było widzieć jej reakcję, kiedy powiedziałam, że może zjeść babeczkę! Jeszcze teraz aż mi się łzy do oczu cisną... 


No, dziś to tyle. Post niby też o rękodziele, bo coś tam zdziałałam, ale nie ukrywam, że przede wszystkim chciałam się Wam pochwalić swoją dumą i szczęściem. Udanej końcówki tygodnie Wam życzę!