piątek, 28 listopada 2014

Zaproszenia


Znowu w biegu, znowu wieczorem… Przede mną wykańczanie bombek, prasowanie, a to wszystko w doborowym towarzystwie Bilbo Bagginsa. W tak intensywnym dla mnie czasie zapraszam Was na celebrację największego święta w roku – urodzin Łucji. Impreza w niedzielę o 16.03. Dla tych, co będą  z nami świętować i biesiadować przy stole, przygotowałam zaproszenia (jeszcze nigdy nie wykonałam tylu jednakowych rzeczy :D):




Dobrej nocy i miłego weekendu, Kochani!


wtorek, 25 listopada 2014

Na dobry… środek tygodnia


Pyszne rogaliki z nadzieniem z gruszki. A potem zapowiedź moich świątecznych poczynań. Zabieram się do pracy stopniowo. Efekty już wkrótce! Mua!Mua! Dobrej nocy!






sobota, 22 listopada 2014

O hafcie inaczej


Dziś nie będzie o rękodziele. Przynajmniej nie o moim. A w sumie to o samym dziele, bez „ręko-”. Wczoraj miałam bowiem przyjemność uczestniczyć w cyklicznej imprezie organizowanej w naszym mieście – Kaliszobraniu. Na szczęście zgodziła się ze mną pójść moja koleżanka z pracy, Ola, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Ona jest bowiem weteranką takich spotkań, a ja, no cóż, jestem totalnym żółtodziobem…
 Tematyka imprezy bardzo mnie zainteresowała z powodów, o których kiedyś Wam może opowiem (póki co - TOP SECRET). Program przewidywał odwiedziny w Kaliskiej Fabryce Firanek i Koronek Haft. Jest to jedna z największych firm w Europie specjalizująca się w wyrobach hafciarskich i dziewiarskich. Nie będę Wam opowiadać o historii firmy, choć ta jest bardzo bogata i sięga wiele dziesięcioleci wstecz. Chciałam za to pokazać kilka zdjęć. Nie są one zachwycające, bo robiłam je telefonem, ale urok swój mają, jak całe tamto fantastyczne miejsce. Zapraszam na subiektywną wycieczkę.












Poza tym, czy wiedzieliście, że jedna, około 300-metrowa bela firany tkana jest w ciągu około 24 godzin? Niczym pająk, maszyna splata ze sobą ponad 5100 nitek z niebywałą wręcz prędkością i precyzją. Byłam oczarowana! Mam nadzieję, że i Was zaciekawiłam, choć troszeczkę.


wtorek, 18 listopada 2014

Kocia kartka


„Ciemno już (…) noc nadchodzi długa”… Mój kochany Mąż pobiegł specjalnie dla mnie po patyki, choć pada i jest zimno. O przeznaczeniu tychże gałązek będzie następnym razem. Tymczasem ja zamieszczam krótki wpis o równie krótkiej historii. Koleżanka z pracy poprosiła mnie o kartkę na 16-ste (eh, sweet sixteen!) urodziny swojej chrześnicy. Zapytałam, co dziewczyna lubi i jaka jest. Koleżanka odpowiedziała, że koty i że jest równie szalona, co ona sama. Szaleństo + kot = niezrównoważony zwierzak = Kot Simona! Wybór był dla mnie po prostu oczywisty. Tym bardziej, że głęboko w sekretarzyku tkwiła wydrukowana naprasowanka z tym przecudnym urwisem. Termin realizacji – na wczoraj. No dobra, na jutro. Było więc na jutro. Ale koleżanka, jako że jest zakręcona jak słoik ogórków, pomyliła się. Dziewczynka miała – jak już wspomniałam –  16, a nie 17 urodziny, jak początkowo twierdziła. No i na szybko, improwizując, musiałam poprawić wpadkę. Jak wyszło? No zupełnie tak, jakby taki był zamiar. Kończę już i pokazuję Wam zdjęcia. Miało przecież być krótko. Dobrej nocy!








niedziela, 16 listopada 2014

W listopadowym klimacie


Znowu listopad (a może jeszcze) i ponownie wełna w roli głównej. Dziś jednak coś, co zamotałam sama – naszyjnik z cieniowanej wełny (orwałam kiedyś cały motek w sh za niecałe 2 złote). Podobne ozdoby już raz robiłam.





Ten powstał w dość komicznych okolicznościach. Pewnie każda z Was kiedyś miała taki wieczór (pewnie i ranek), kiedy połowa szafy wylądowała na podłodze, bo „nie mam się w co ubrać!”. Mnie zdarzają się takie momenty kilka razy w miesiącu, choć ostatnio chyba rzadziej. W trakcie jednej takiej szafiarskiej apokalipsy stwierdziłam, że pewne ciuchy byłyby w porządku, ale nie mam do nich odpowiednich dodatków. W desperacji wpadłam na pomysł zrobienia czegoś na szybko. Zaczęłam przed 9 wieczorem i zdążyłam! Doszyłam jeszcze dwa guziki dla lepszego efektu. Pewnie bardziej pasowałby jakiś szydełkowy kwiatek, ale ja i kwiatki, to dwa zupełnie różne bieguny. Przynajmniej te kwiatki, które ewentualnie miałabym nosić na sobie (choć przyznam się bez bicia, że skusiłam się ostatnio na bardzo kwieciste getry w Pepco, co zakrawa na akt niemal autodestrukcyjny z mojej strony). Możecie mi nie wierzyć, ale mnie tam od razu cieplej, jak zakładam ten naszyjnik. Swoją drogą koleżanka w pracy zapytała się, co to za obroża, więc jej powiedziałam, że to Mąż mi założył i jak się oddalam od domu na więcej, niż 5 km, to obroża razi mnie prądem.
A na koniec cudowny listopadowy widok zza mojego okna. Nic, tylko pyszna herbatka, jakieś dobre ciacho i biegająco wkoło Łucja…



środa, 12 listopada 2014

Zmiany

Skończyła się. Niezależnie od tego, co widać za oknem, od temperatury i słonecznych promieni przebijających się przez ciągle trzymające się gałęzi liście. Złota polska jesień odeszła wraz z nadejściem mglistych, wilgotnych poranków, wraz z gnanymi przez zachodni wiatr zapachami jabłek, ognisk i szykującej się do zimy natury...
Byliśmy ostatnio u przyjaciół pod Poznaniem. Po obiedzie spakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy do lasu. Cisza, spokój, biegająca Łucja i szalejący Kapsel (w języku Lucka „Psapsel”, pies Cioci „Edi” i Wujka „Buby”), raz po raz odzywające się ptaki. I znowu ten rozsadzający nozdrza zapach, zupełnie nie do określenia. Tak pachnie las tylko jesienią. Listopadową jesienią. I to nieodparte wrażenie, że zaraz za linią drzew znajduje się inny świat, nieokiełznany i mroczny, gdzie rządzą inne prawa, a czas płynie inaczej. Zupełnie jakby alejka sosen i świerków prowadziła w inny wymiar.


Także w domu panuje inna atmosfera. Inaczej pachnie zgaszona świeczka, inaczej cynamonowe bułeczki i mandarynki. Może po prostu wyostrza mi się zmysł węchu... Jako, że remonty jeszcze przed nami postanowiłam zmienić, to co mogę małym nakładem kosztów i czasu. Na pierwszy ogień poszła lampka. Po pierwsze zawsze podobały mi się sweterkowo-warkoczowe motywy. Po drugie szkło, z którego wykonany był abażur, stało się niebezpieczne dla Łucji. A może to Łucja stała się zagrożeniem dla lampy..? Jakkolwiek by nie było, szklane płytki wyjęłam, a na metalowy szkielet naciągnęłam rękaw starego swetra. Do kompletu zrobiłam pokrowiec na świeczkę i wkomponowałam ją w stroik na stole. Jeszcze tylko poduszka zrobiona z tego samego swetra dość dawno temu i listopadowy look gotowy. Wiem, że wszystko to dość monochromatyczne, ale wierzcie mi, zabawki Łucji rekompensują brak kolorów w salonie. Wszystko musi być stonowane i spokojne, bo inaczej dostałabym bzika od feerii barw.








Mam nadzieję, że nikogo nie wprawiłam w depresyjny nastrój. Mój także – wbrew pozorom – taki nie jest. Może melancholijny, ale z pewnością nie depresyjny. O żadnej innej porze roku nie czuję się bowiem tak żywa i tak przepełniona energią, jak właśnie jesienią! Czego i Wam życzę!


niedziela, 9 listopada 2014

Orły, sokoły, herosy...


Czy to już naprawdę tydzień minął od mojego ostatniego wpisu? Czas leci nieubłaganie. Dopiero co było Święto Zmarłych, a za chwilę zasiądziemy do wigilijnego stołu…  Im jesteśmy starsi, tym godziny szybciej mijają.
Tymczasem chciałam dziś Wam pokazać kolejne kartki. Powstały z okazji imienin moich kolegów w pracy. Jeden jest miłośnikiem pewnej marki samochodów, a drugi… pewnej marki ubrań. Tyle w temacie. Oczywiście zapewne obaj są miłośnikami kobiecego piękna, stąd tradycyjna już w moich kartkach pin up girl.




A jeśli jesteśmy już w męskim temacie, to pokażę Wam jeszcze kubki, które zrobiłam na Dzień Chłopaka, również dla kolegów z mojego wydziału. Przezwiska wymyśliły koleżanki, które siedzą z nimi w pokojach. Ja od siebie dałam rysunki związane albo z samym przezwiskiem, albo z czymś, co bezsprzecznie kojarzyło się nam z danym mężczyzną. Pierwszy raz robiłam takie kubki i pomysł w gruncie rzeczy fajny, ale… No właśnie. Zawsze jest jakieś „ale”…





I kolejna refleksja mnie naszła. Ostatnio wiele kobiet narzeka na zniewieścienie płci przeciwnej. Ja mam na ten temat własną teorię. Jeśli chcemy, żeby faceci gotowali i sprzątali, a przy tym nie podbudowujemy ich pewności siebie, no to śmiało możemy pytać, „gdzie ci mężczyźni?”. Bo niezależnie od układu w związku, niezależnie od podziału domowych obowiązków, tak jak my potrzebujemy komplementów odnośnie naszego wyglądu, tak nasi faceci potrzebują podobnych, tylko na temat swojej męskości. A może mówię tak tylko dlatego, że mam to przeogromne szczęście –  u mojego boku stoi mężczyzna z gatunku tych stuprocentowych!

niedziela, 2 listopada 2014

Kartki ślubne


Tak przy niedzieli pochwalę się Wam kartkami, które zrobiłam na śluby dla znajomych moich znajomych. W pierwszym przypadku nie było specjalnych wymagań. Jeśli zaś chodzi o drugą kartkę, to miał być motyw hipisowski. Jest więc pacyfka z różyczek i tło i powtarzającym się hasłem „make love, not war”, co w przypadku małżeństwa zdaje się mieć dodatkowe, jakże sugestywne znacznie. I  chociaż wiem, że kartki ze ślubu, jak i wszystkie kartki, prędzej czy później trafiają do kosza lub na dno szuflady, to bardzo się starałam i mam nadzieję, że Młodym się podobało.



Miłego popołudnia i słonecznego tygodnia Wam życzę!