Dawno, dawno temu, w w zasadzie w listopadzie wpadł zaczął mi
kiełkować w głowie pomysł na metamorfozę salonu, tudzież dużego, albo jak kto
woli, dziennego pokoju. O urządzaniu tego pomieszczenia kiedyś już pisałam, o TUTAJ.
Już od dawna nosiłam się ze zmianami, bo ciemne meble
przytłaczały, stół przeszkadzał swoją ogromnością, przede wszystkim Łucji w jej
wojażach. W połączeniu z brakiem słońca i cieniami szwendającym się po kątach
powodowało to stany niemal depresyjne. Że nie wspomnę o każdym pyłku kurzu
widocznym - przynajmniej dla mnie - od razu po wejściu do pokoju. Spontanicznie
zapytałam Ciocię, czy nie chciałaby się zaopiekować stołem i 8 krzesłami.
Chciała. Lawina ruszyła.
Na pierwszy ogień poszła kanapa z ekoskóry. Łuszczyło
się to dziadostwo niemiłosiernie. Po całym domu latały brązowe farfocle, pomimo
szczelnego przykrycia kocem i narzutą. Wybór padł na ciemnoszarą sofę. Nie
wiem, dlaczego moja Teściowa mówi, że to grafit. Chyba odezwało się jej Jadzine
czarnowidztwo. W każdym razie kolor został zweryfikowany przez lubiące
rozlewać, pluć, sikać gdzie popadnie i malować wszystko, co wpadnie w ręce
dziecko i lubiącego się wylegiwać na miękkich meblach psa. Pozbyliśmy się
foteli i starej wersalki bez żalu. Na jej miejsce wparowała nowa, większa,
prostsza sofa. A na niej dwa łosie na poduszkach od mojej Siostry oraz kocyk od
owada w kropki, który ma wiele z Was.
Przed metamorfozą |
Potem przyszła kolej na meble. Kierunek:
Internet. Materiał: okleina. Kolor: dąb sonoma. Kolor do zakrycia: venge. Czas
trwania: 1,5 dnia. Efekt: piorunujący. Aż nam się nie chciało wychodzić z domu.
Pokój był odmieniony, stał się jasny i przyjazny. Wbrew wcześniejszym
wątpliwościom udało nam się nałożyć okleinę bez większych problemów. Ba, nawet
z przyjemnością. Nie przykręcaliśmy uchwytów, dzięki czemu mamy ciekawy efekt
wizualny i brak problemów z otwieraniem szafek przez Łucję.
Przed metamorfozą |
Potem zabrali nam
stół i krzesła i przez prawie dwa tygodnie jadaliśmy w biegu lub przy stoliczku
Łucji. Ale się opłacało. Po kolei przychodziły krzesła i stół, pokój nabierał
kształtu.
Przed metamorfozą |
Co do krzeseł, to mega kompromis. Kiedyś wpisałam na allegro
"krzesła", wyskoczyły mi takie i siakie, no najróżniejsze. Ale w
jednych się zakochałam! Model enso. Jest w nich coś, jakaś magia, która mną
zawładnęła i szeptała w głowie: kup te krzesła, kup te krzesła. A ja jej na to:
przekonaj męża, przekonaj męża. Zawarłyśmy pakt. Mąż przekonany, krzesła
kupione. Ale tylko dwa, bo reszta musiała być wygodniejsza - z miękkim
siedziskiem i sztywnym oparciem. Mamy więc dwa enso i cztery h704 w szarej
ekoskórze z chromowanymi nóżkami. Stół zakupiliśmy mniejszy, na 6 osób, w
kolorze pasującym do mebli. Kiedy trafiliśmy na taki z zaokrąglonymi rogami
wiedzieliśmy, że chcemy ten. Po pierwsze ma bardzo prostą formę, a po drugie
jest bezpieczny dla dziecka. O ile oczywiście dziecko nań nie włazi. A nasze włazi
nachalnie, nieustannie i niezmordowanie...
Po schowaniu choinki okazało się, że
brakło nam światełek, więc zostawiłam te, które zdobiły nasze drzewko (ledowe,
nie nagrzewające się). Upchałam je do wazonu i powiesiłam na gałązkach.
Wieczorem dają cudowne, klimatyczne światło. Do tego elektroniczna ramka na
zdjęcia (znowu prezent od mojej Siostry, tym razem dla mojego Męża). Taki miły
dla oka gadżet, dzięki któremu co chwila płaczemy ze śmiechu patrząc na zdjęcia
i ujęte na nich chwile. Oczywiście ramka jest uwielbiana przez Łucję, która
wręcz domaga się, by ją włączyć krzyczanym monotonnie słowem "zdjęcia,
zdjęcia, zdjęcia".
Niby już wszystko zmieniliśmy, co było do zmiany, ale
jeszcze coś nie grało - tapeta w sztukateriach nad łóżkiem. Wpisałam w google
frazę "tapeta brzoza". No ładne były, ale nic nadzwyczajnego. Ale
trafiłam na "tapetę deska". To było jak rażenie piorunem! Pozostało
namówić - znowu - Męża. Michał okazał się wspaniałomyślny! Zamówiliśmy,
odebraliśmy i jeszcze tego samego wieczoru kleiliśmy. Zdarliśmy starą tapetę,
ale tylko tą winylową warstwę, tej papierowej nie było trzeba, na szczęście.
No
i teraz wreszcie czuję się jak u siebie, jakbym wróciła do domu po długiej
nieobecności. Jakbym chodziła po plaży w lnianej niebieskiej koszuli. Kolory,
których użyliśmy sprawiają, że nasz salon kojarzy mi się z zimowym krajobrazem w
słoneczny dzień.
Oczywiście na co dzień walają się wszędzie zabawki Łucji, a
książeczki to nawet na stałe zadomowiły się w półce pod telewizorem, ale i tak
nawet nie znajduję słów, by opisać Wam jak dobrze się teraz czuję w naszym,
jakby nie było nowym pokoju. Najlepsze jest to, że działaliśmy bez jakiegoś
konkretnego zamysłu. Plan był jeden - zmiany. Te już wyszły spontanicznie.
Nauczyłam się, że jak sobie coś wymyślę, napalę się i w ogóle, to potem danej
rzeczy nie mogę znaleźć. Dlatego tym razem postawiłam na instynkt i szczęśliwy
los. Wyszło jak wyszło.
A już zupełnie na koniec zastanówmy się wspólnie, czy
mogę mój salon nazwać skandynawskim? Rogacze - są. Przytulne poduchy i koce -
są. Proste formy - są. Szklane świeczniki - są. Nawiązanie do natury i eko -
jest. Dizajnerskie krzesła - są. Gwiazdy - są. Gałgankowy dywanik - jest.
Szwedzkie kryminały - są. Coś jeszcze dopiszemy do listy? Mam nadzieję, że
długość posta jednak nikogo nie zabiła, bo dopiero byłby kryminał. Że nawet jak
nie czytaliście, to chociaż zdjęcia się Wam spodobały i że choć niektórzy z
przyjemnością wypiliby ze mną kubek gorącej czekolady w naszym przytulnym
gniazdku.
Przedmioty użyte przy metamorfozie:
- Okleina, dąb sonoma, dostępna TU
- Stół Fado, Agata Meble
- Krzesła enso, allgro
- Krzesła h704, brw
- dywanik gałgankowy, Jysk
- poduszki z łosiem, next
- koc, Biedronka
- tapeta deska, Leroy Merlin, dostępna TU
- sofa, sklep firmowy Meblech
- Kubek Galicja
oraz wiele innych przedmiotów będących prezentami od Was lub wygranymi w candy.