Witam wszystkich bardzo serdecznie! Obiecałam, że wrócę w poniedziałek, no to wracam! Z nowymi pomysłami i energią! Ale zanim zasypię Was zaległościami i tym, co w tym roku zdążyłam już poczynić, chciałam Was zaprosić do domu mojej Mamy, Siostry i jej Narzeczonego. To u nich przyszło nam w radości i spokoju spędzać minione święta. Pomysł, kiedy się pojawił około września, był bardzo ryzykowny. Po pierwsze długa podróż i pierwszy w życiu (dla mnie i Łucji) lot samolotem. Ale przecież jesteśmy zaprawieni w bojach wędrowniczych. Po drugie Anglia to jednak nie Polska, nie dom... Po trzecie, to pierwsze święta mojego Męża bez jego rodziny. Chęć poznawania i smakowania nowego jednak zwyciężyły. Poza tym ja swojej Mamy nie widziałam od roku, a świąt razem nie spędzałyśmy od dekady...
Kiedy dotarliśmy na miejsce dzień przed wigilią, zastał nas pięknie przystrojony stół i pyszne, wcale nie angielskie jedzenie. Moja Siostra bardzo się postarała, by było pięknie, przytulnie i smacznie. W wigilię od rana ubraliśmy choinkę, w dużej mierze w ozdoby stworzone przeze mnie - bombki, serduszka. Jabłuszka wykorzystaliśmy do stworzenia girlandy, która zawisła między salonem, a jadalnią (uważam, że spisaliśmy się ze Szwagrem na medal!). Potem była wieczerza z pyszną zupą grzybową (Karola rulez!), smakowitym karpiem i nieco rozciapaną (bo robioną przeze mnie) kapustą z grochem. Musicie jednak wiedzieć, że bigos wyszedł mi pierwszorzędny! Że nie wspomnę o glazurowanej szynce w pierwsze święto... Było mnóstwo prezentów i wiele pysznych dań, ale najbardziej świąteczny był chyba entuzjazstyczny śmiech Łucji.
W poniedziałek pogoda diametralnie się zmieniła - z deszczowej w słoneczną. Wobec tego wybraliśmy się do wesołego miasteczka i na spacer po mieście, a we wtorek nad Tamizę. Oto kilka fotek, po obejrzeniu których można mieć wątpliwości, o jakich świętach piszę. Że nie wspomnę o szoku termicznym po wylądowaniu w środę na poznańskim lotnisku.
Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i cieplutko!
Bardzo dziękuję za tak miłe i ciepłe słowa :) Siostra już niedługo święta z kurczakiem, ZAPRASZAMY ;)
OdpowiedzUsuńJak tam pięknie... :)
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy czuję niedosyt. Gdzie reszta zdjęć? Ja chcę więcej!!!!!!!!! Zachęciłaś mnie tymi pięknymi foteczkami i fajnie napisanym tekstem. To co zobaczyłam zachwyca mnie, fajnie, że wyjechaliście, może takie wyjazdy staną sie tradycją i co drugi rok Anglia? Stół oryginalnie przystrojony, te serwetki sa śliczne no i girlanda jaka fajna, współpraca ze szwagrem na 6.
OdpowiedzUsuńJuz teraz czekam na kolejnego posta.
Buziaki, papa
Przecież kapusta musi być rozciapana,taka to potrawa:)))
OdpowiedzUsuńZa to właśnie lubię wyjazdowe święta(u nas kiedyś Wielkanoc),ze nie siedzi się za stołem,tylko zwiedza,jeździ,poznaje...
Stół był tak elegancko nakryty,jak na wesele:)Zazdroszczę wspaniałego czasu:)
Fajnie napisałaś , aż poczułam Tą atmosferę. Ja bardzo lubię takie wspólne szykowanie.Wyobrażam sobie radochę Łucji , dla dzieci to naprawdę magiczny czas
OdpowiedzUsuńUściski
Wspaniale, że wyprawa Wam się udała, do tego bezpiecznie i zdrowo. Stół gustownie przygotowany. Powodzenia w nowym roku, spełnienia marzeń i dużo zdrowia.
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze święta to te z najbliższymi.Faktycznie pogoda iście wiosenna a teraz mamy sybir.Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńOj tak...więcej zdjęć i opowieści by się przydało...jak przy wyprawie na Północ ;)
OdpowiedzUsuńPięknie choć inaczej świętowaliście :)
ważne że mimo wszystko rodzinnie! :)
Pozdrawiam ciepło!
Ależ to musiały być piękne święta! Piękne wnętrza i szczęsliwa rodzina razem:))) Pięknie!
OdpowiedzUsuń