Czymże jest jesień bez robienia przetworów, zbierania, suszenia, magazynowania? Jeśli dołączyć do tego feerię barw i cudowne, kuszące zapachy, to mamy potężną dawkę pozytywnej energii, która - dobrze pożytkowana – może starczyć nam aż do wiosny.
Widziałam już na Waszych blogach słoiki z najróżniejszymi miksturami, więc i ja się pochwalę. A co! Mój najnowszy wynalazek to dżem pomarańczowy z dyni. No, może nie od razu wynalazek, bo patentu nie mam, ale zapamiętałam to cudo z dzieciństwa, kiedy moje Mama eksperymentowała z wszelkiej maści marmoladami i sałatkami z ogórków. Jako, że chciałam pozostać wierna jej kuchennym poczynaniom, nie sprawdzałam nigdzie przepisu i postanowiłam wszystko zrobić tak, jak utkwiło mi w pamięci. Dałam więc 2/3 sporej dyńki pokrojonej w kostkę, 5 jabłek, 3 pomarańcze (skórkę starłam na tarce, miąższ obrałam z białych błonek), 1 aromat pomarańczowy do ciast oraz cukier żelujący w proporcji 1:1 z owocami. Na koniec, żeby niejako przypieczętować smak, dodałam łyżkę imbiru w proszku. Jak już się wszystko ładnie rozgotowało, zrobiłam co trzeba blenderem, żeby nie pływały mi w dżemie żadne farfocle. Potem do słoików, do góry dnem i pod kocyk. No i dżem pomarańczowy z dyni gotowy! Oczywiście pewnie u profesora Snape'a miałabym dwóję z eliksirów za zachwiane proporcje i dużą dozę przypadku, ale co tam – liczy się inwencja twórcza! Gotując rzadko trzymam się przepisu, a potem jem pierwsza, żeby sprawdzić, czy się nikt nie zatruje. Dżemik próbowałam, więc spoko, można robić i jeść! Bon apetit!
(na zdjęciu, choć słabo widać, jest jeszcze sos do mięs jabłokowo-jarzębinowy i sznur z prawdziwków znalezionych całkowicie przypadkiem)
Do dżemu dałam 2/3 dyńki, bo resztę zużyłam wcześniej do zupy – kremu. Generalnie, to mogłabym takie zupy jeść codziennie. Kremy w sensie. Nawet mój M., który za zupami nie przepada, ale jak mu żadne warzywo nie pływa po talerzu, je, aż mu się uszy trzęsą. Nie wiem, skąd obrzydzenie facetów to wszelkiej maści zieleniny i marchewiny, ale prawie każdy mężczyzna, którego pytam, to mówi, że z zup najbardziej smakuje mu schabowy... Wiem już, że jak będę kiedyś w przyszłości naszemu dziecku przecierki robić, to podwójne porcje, bo M. też się pewnie załapie na pyszną zupkę i nawet się nie dowie, że przemyciłam tam jakąś pietruszkę (tfu!), czy kalafiora (ble!).
Tymczasem wracając do dyńki i pozostając jednocześnie w męskim klimacie muszę dodać, że oczyściłam i ususzyłam wszystkie dyniowe pestki. Podobno dobrze wpływają na naszych ukochanych, więc trzymam je zamknięte szczelnie w słoiku. Przydadzą się, jakby np. podczas jakiejś zamieci śnieżnej zgasło światło :)
Świetne pomysły na konfitury! Trzeba będzie wypróbować w domowej kuchni te smakowite przepisy!
OdpowiedzUsuń:) hehe rozbawiłaś mnie tekstem o pestkach :)
OdpowiedzUsuńwypróbuj jeszcze placki z dyni (ja mieszam taką samą ilośc startych ziemniaków, startej dyni i cukinii, do tego czosnek, cebula, jajo i mąka i smażę jak ziemniaczane...przepyszne...)i FRYTKI Z DYNI!! mniam!
moja mama taki "pomarańczowo-dyńkowy" dżem do serników używała, smarowała kruche ciemne ciasto i dopiero na to masę serową dawała, fajne połączenie wychodziło :)