środa, 23 listopada 2011

Odkurzyłam misie :)


Za namową Penelopy przyłączyłam się do akcji organizowanej przez Bajeczną Fabrykę „Odkurz swojego misia”. To rewelacyjny sposób na to, by na chwilę wrócić do dzieciństwa. Większość z nas miała swojego małego, pluszowego przyjaciela, któremu powierzała swoje największe sekrety. Ja miałam Grażynkę, uroczego biało-fioletowego królika z serduszkami na uszach.


Dostałam ją od Mamy, kiedy miałam 8 lat. Mama była wtedy z moją siostrą w szpitalu w Warszawie przez trzy tygodnie i podała mi tego misia przez Ciocię, która je w stolicy odwiedziła. Od tamtej pory Grażynka jeździła ze mną praktycznie wszędzie. Była w Pradze, w Wiedniu, we Lwowie i w Londynie... Jeszcze w ubiegłe wakacje zabrałam ją w długą podróż do Albionu. Po prostu światowy królik! Jej kolor zmuszał mnie do częstego prania, skutkiem czego Grażynka straciła wzrok (czyt. zmazała jej się farba z oczu). Pamiętam, jak pobiegłam z płaczem do Taty, że Grażynka nie widzi i że koniecznie musi jej zrobić okulary. Przez jakiś czas nosiła więc moja króliczyca druciane okularki, a potem odkryłam magię wodoodpornych markerów. Wiosną tego roku odkurzyłam Grażynkę i teraz znowu siedzi na stoliku nocnym w sypialni. Strzeże moich snów.

Ale Grażynka to nie jedyny pluszak, jakiego miałam. A miałam ich sporo, prawdziwą kolekcję. Każda z maskotek miała swoje imię (upodobałam sobie wtedy nazwy zespołów disco polo, nie pytajcie dlaczego, bo sama nie wiem). Byłam zdania, że jak wezmę do spania jednego, to innym będzie smutno i najczęściej obkładałam nimi całe łóżko. Takie to miałam dziecięce fantazje... Niestety nie dysponuję zdjęciem z tamtych czasów, a teraz próżno szukać zagubionych piesków i innych stworków po szafach. Niektóre z nich zasiliły już pluszowe szeregi innych dziecięcych przytulanek, niektóre zginęły śmiercią tragiczną w zębach naszych licznych psich przyjaciół...

A teraz jeden z moich najstarszych misiów. Bezimienny. Ale to taki prawdziwy misio z dawnych lat, co to ma trocinki w brzuszku.


Kilka lat temu dorobił się pomarańczowego sweterka. Koledzy zażartowali, że mógłby mieć jeszcze z przodu gruszkę. Wyszyłam więc zielony owoc, a muszę się przyznać, że nie widziałam wtedy jeszcze filmu „Chłopaki nie płaczą”. Czułam się potem jak ostatni debil, co to się śmieje godzinę po tym, jak usłyszał świetny dowcip. Na szczęście mam dużo dystansu do takich wpadek we własnym wykonaniu. Za dużo ich już było...

A tak prezentują się inne misie u mnie w sypialni.


Ten szary to prezent od Siostry, ma termoforek w środku. Ta kremowa króliczyca, to z kolei Michalinka, prezent od M. Sukienkę jej uszyłam, bo trochę goła była. Pozostałe to podarki od Mamy, dla której chyba ciągle jestem małą córeczką... Czekają więc sobie te misie na kolejne małe duszyczki w rodzinie, które będą je tulić i szeptać do pluszowych uszek o swoich małych-wielkich problemach.

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Misia!

9 komentarzy:

  1. ha, miałam podobny pomysł by sfotografować moje miśki, widać w powietrzu wisi jakaś pluszakowa atmosfera;) zrobię to w weekend. Uściskaj Grażynkę ode mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. śliczne przytulanki......Boze jak mi wstyd że maskotki mordowałam....

    OdpowiedzUsuń
  3. i tych duszyczek Ci z całego serca zyczę:))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Misiaki... i ja je miałam a teraz nie może się od nich odkleić mój syn. Mimo iż ma 15 lat, wciąż śpi z przytulankami i zabiera je na wszystkie wczasy.
    Tak... kocham miśki, wciąż pomimo wieku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też mam jeszcze takiego trocinowego miśka -tylko nosek mu się troszkę rozdarł :( Dzieciom go nie daję - mają inne pluszaki po mamusi ;) Na ślub zażyczyłam sobie z mężem zamiast kwiatów pluszaki. Sobie zostawiłam 2 podobne pieski (teraz dzieciaki mają) a reszta powędrowała do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Dla Twoich przytulaków życzę dobrych opiekunów - potrzebują ściskania i kochania ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. sentymentalne Misie:) sama tez mam takiego ukrytego gdzieś na dnie szafy:) zapraszam do mnie na malinówkę:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)