środa, 8 lipca 2015

Maluch na wyprawie, czyli jak spakować dziecko na wakacje

Przed naszym wyjazdem na urlop do Norwegii sporo się naszukałam porad na temat podróży z dzieckiem. Samych informacji znalazłam niewiele. Żadna z opisywanych wycieczek nie była też ani tak daleka, ani z tak małym dzieciaczkiem, jak nasza Łucja. Zrobiłam więc to, co zazwyczaj – improwizowałam. Dziś jestem bogatsza w doświadczenie i dlatego postanowiłam je tu opisać. A nuż komuś się przyda. Czasami zapominamy o najbardziej podstawowych rzeczach, czasami zabieramy zupełnie niepotrzebne bagaże... Oczywiście lepiej wziąć więcej, jeśli mamy miejsce, niż potem pluć sobie w brodę, że czegoś nie mamy. Nie jestem bowiem zwolenniczką metod jednego z dziennikarzy, który kupuje na miejscu, a potem zwraca towar do sklepu.
Informacje i przedmioty pogrupowałam w kilka tematów.


Jakie ciuchy?
Ilość zabranych bagaży zależy oczywiście od tego, czym podróżujemy. Jeśli samochodem, to jak duży mamy bagażnik. Na jak długo i w ile osób. U nas rzecz była utrudniona, bo jechaliśmy busem, w 7 osób, w większości nam nieznanych, a w bagażniku musiało być jeszcze miejsce na zapasy jedzenia na 2 tygodnie. Swoje torby uszczupliliśmy więc do minimum (np. dobierając ciuchy w gotowe zestawy). Dla Łucji zabraliśmy natomiast dwie średniej wielkości torby - jedna z ciuchami, druga z zabawkami, bo wiadomo, że nie ma nic gorszego, jak znudzone dziecko w małej, zamkniętej przestrzeni. Ciuchy również starałam się dobrać w zestawy, w podobnej gamie kolorystycznej. Oczywiście ważne jest, gdzie jedziemy i jak będzie tam pogoda. My wybieraliśmy się na daleką północ Skandynawii, więc zabieraliśmy przede wszystkim ciepłe ubrania. Niestety to one zajmują najwięcej miejsca...Z ciuchów były to: 4 pary spodni, sweter cienki, sweter gruby, bluza z kapturem, 4 bluzki na długi rękaw, 4 bluzki na krótki rękaw, 2 koszule dżinsowe, rajstopy (na wszelki wypadek), 2 pary getrów, 2 piżamy, kurtka z podpinką (bardziej praktyczna niż zimowa), bielizna (majteczki i skarpetki w ilościach dość dużych), czapki: cienka i gruba, komin i szal. Do tego buty: 2 pary adidasków, tenisówki, wygodne bamboszki do biegania po domu oraz kalosze z ocieplaczami (ge-nial-na rzecz!).
Trzeba też pamiętać, żeby zabrać kilka ciuszków na zmianę do bagażu podręcznego. Po co potem przeklinać pod nosem, lub wyżywać się na mężu, że akurat tą torbę włożył na sam spód bagażnika. Nasza podróż trwała ponad 48 godzin. Nawet jeśli w tym czasie dziecko się nie ubrudzi, to i tak na pewno się spoci. No bądźmy szczerzy, po prostu dla komfortu maluszka trzeba go przebrać i tyle. Pamiętać też trzeba o ciepłych skarpetkach, kiedy dziecko zasypia w aucie.
Kolejna ważna rzecz, to kocyk lub tetrowa pieluszka do okrycia brzdąca. Pamiętajmy też o ulubionej przytulance. Dla malca to czasem najważniejsza rzecz pod słońcem! Jeśli dziecko jest małe, to koniecznie zabierzmy też smoczki, najlepiej ze dwa. Nasza Łucja co prawda używała ich przed wyjazdem już tylko do spania wieczorem, ale w podróży sprawdził się idealnie, jako uspokajacz.


Jakie zabawki?
Najlepiej takie, które zajmują czas, edukacyjne, ale niezbyt głośnie. Kilka ulubionych książeczek, tablica do rysowania... My tuż przed wyjazdem dostaliśmy takie fajne zgadywanki Czu-czu. 50 pytań i odpowiedzi w formie poręcznych kart spiętych klipsem. Bardzo fajna sprawa. Oczywiście najukochańszym umilaczem był tablet, który Łucja obsługuje chyba lepiej, niż ja. Pamiętajmy, żeby znalazły się na nim ulubione bajki i piosenki, a także gry. Nie oszukujmy się – w dzisiejszych czasach 2,5 letnie dzieci to mali informatycy. Nie bez powodu mówi się, że to pokolenie urodziło się ze smartfonem w dłoni. Warunek używania tableta jest jeden: kontrola. Dziecko nie powinno spędzać całej podróży patrząc się w ekran. Za oknem też jest wiele kolorowych i ciekawych rzeczy.
Na miejscu, już po wyczerpującej podróży przydadzą się drewniane klocki (oczywiście nie całe pudło, powiedzmy z 15-20 sztuk), puzzle, dmuchana piłka (zajmuje mniej miejsca), jakiś samochodzik, kredki i kartki, czy dwa kubeczki z ciastoliną (którą Łucja uwielbia). Generalnie jednak dobór zabawek zależy przede wszystkim od naszego malca. Pamiętajmy jedynie o umiarze.


Jakie lekarstwa?
Większość z naszych dzieci nie jest okazem zdrowia, a nawet jeśli, to nigdy nie wiemy, jak brzdące zareagują na stres spowodowany długą podróżą, zmianę klimatu, czy po prostu coś się mu nie przyplącze. Dlatego do apteczki spakujmy naprawdę dużo rzeczy, nawet jeśli połowy z nich nie użyjemy. Zwłaszcza jeśli jedziemy za granicę i jeśli wiemy, że do najbliższej apteki będzie... kilkadziesiąt kilometrów. Warto też przed wyjazdem udać się do lekarza rodzinnego, który wiele rzeczy doradzi, podpowie.
Oto medykamenty, jakie my spakowaliśmy dla Łucji: clotrimazol (dla dziewczynek, którym często przydarzają się infekcje intymne to niezbędne, bo długie siedzenie w foteliku i publiczne toalety sprzyjają rozwojowi bakterii i grzybów w okolicach majtkowych), fenistil (dobry zarówno na ukąszenia owadów, jak i lekkie oparzenia słoneczne), krem z filtrem, spray na komary, woda utleniona, plastry, spray na gardło (u nas argentin-T), krople do nosa, leki przeciwgorączkowe (najlepiej i ibufen i pedicetamol), esberitox (na przeziębienie, z polecenia lekarza), probiotyk, elektrolity (w razie wymiotów), coś na chorobę lokomocyjną, np. lokomotiv, który dostępny jest już w postaci lizaków. Łucja na szczęście podróże znosi fantastyczne, ale wiecie – przezorny zawsze ubezpieczony. Jedyne, czego nie spakowałam, to syrop na kaszel, no i oczywiście nasz brzdąc miał kaszel niesamowity. Jaki syrop wziąć najlepiej – powinien doradzić lekarz. Do tego wszystkiego oczywiście kosmetyki, których używamy kąpiąc dziecko na co dzień. Pamiętajmy także o lekach, które dziecko przyjmuje stale, np. na alergię.
Większość tych leków ma taką zaletę, że używać ich mogą także dorośli. U nas doskonale sprawdził się esberitox, bo przeziębiony był niemal każdy.


Co do jedzenia?
Na początek nadmienię tylko, że niezbędne w tak długiej podróży są torby termoizolacyjne, czy wręcz lodówka turystyczna. Nawet kanapki spakowane w takie torby zachowują świeżość, masło nie wypływa, a ser się nie roztapia. Warto spakować wodę w butelkach z dzióbkiem, albo przelewać napoje do zamykanych kubków ze słomką. My kanapki przygotowywaliśmy na postojach. Warto zabrać ulubiony talerzyk dziecka (u nas taki ze świnką Peppą). Dzięki temu malec czuje się choć troszkę jak w domu. Można pomyśleć o słodkich przekąskach. U nas były to lubisie. Doskonale sprawdziły się chrupki kukurydziane i chlebki ryżowe. Można spakować jogurciki i dżem. Jeśli dziecko lubi, to sprawdzą się też marchewka pokrojona w słupki, lub jabłuszko. Absolutnie zakazane są gazowane, słodkie napoje i posiłki w fast foodach. No chyba, że frytki.

Co jeszcze?
Oczywiście mokre chusteczki, zarówno do bagażu podręcznego, jak i normalnego. Zapasowe baterie do zabawek (w razie czego przydadzą się do aparatu), pieluchy (Łucja już ich nie potrzebuje, ale rozstała się z nimi stosunkowo niedawno, ale to znowu wszelki wypadek. Okazały się niepotrzebne, ale jakbym ich nie wzięła, to wiecie... Na pewno przydadzą się też papierowe ręczniki, czy ulubiony kubek na mleko. Lucek pije takie z proszku, więc zabrałam także spieniacz do mleka. Nie musiałam się więc martwić o dokładne rozmieszanie w polowych warunkach.
Napiszę Wam też o dwóch rzeczach, o których nie pomyślałam, a które na pewno by się przydały. To organizer zakładany na siedzenie (swoją drogą przydatny nawet i do naszej osobówki na krótkie dystanse) oraz podstawka na nóżki do fotelika. O tej ostatniej rzeczy jedynie słyszałam, ale gdybym się pofatygowała i znalazła coś takiego, to z pewnością nie musielibyśmy w środku nocy na szybko ustawiać bagaży pod nogami dziecka, żeby rozprostowało kończyny.
Ważne jest także to, w jaki sposób spędzamy postoje. Za każdym razem trzeba dziecko wypiąć z fotelika, pozwolić mu się wybiegać, wyszaleć. Dla nas to też będzie dobry sposób na rozruszanie. Można pobawić się w berka, czy choćby pospacerować. Nawet jeśli dziecko śpi, trzeba je wyjąć i położyć na siedzeniach, żeby pospało choć pół godziny w normalnej pozycji. Odpocznie kręgosłup, a co za tym idzie, nasz maluch lepiej się wyśpi. Nie spieszmy się, nie jedźmy na złamanie karku kosztem postojów. Niech dziecko zawsze się wysiusia, nawet jeśli nie ma akurat ochoty. Siedząca postawa i nagromadzony w pęcherzu mocz sprzyjają nieprzyjemnym infekcjom.

Kilka razy, zwłaszcza w nocy, kiedy Łucja wierciła się nie mogąc zmienić pozycji i troszkę popłakiwała, miałam wątpliwości, czy dobrze robimy, czy to nie błąd, że zabraliśmy ją w tak daleką podróż. Bo my spełniamy marzenie, a ona się męczy. Ale nie! Nie wyobrażam sobie zostawić jej na dwa tygodnie, nawet z ukochanymi dziadkami. Teraz też jest najlepszy czas na takie dalekie wyprawy, bo potem drugie dziecko planujemy, a z dwójką to już faktycznie będzie eskapada na miarę podróży Apollo na księżyc. Pamiętajmy, że dziecko nie jest przeszkodą w realizacji marzeń. To tylko powód, by zmienić drogę, by znaleźć inny sposób. Marzenia spełniane w towarzystwie najbliższych cieszą po stokroć bardziej. Łucja znakomicie dała sobie radę, my z Michałem na zmianę się nią opiekowaliśmy (na szczęście żadne z nas nie było kierowcą). Koniec końców wyszło super. Na pewno nasz szkrab nie zapamięta z tej wycieczki zbyt wiele, jeśli w ogóle cokolwiek, ale pozostaną jej zdjęcia, spisany przeze mnie dziennik i nasze opowieści. Może będzie wspominać, że szukała w wodzie „żółwika Samika”, może przypomni sobie kiedyś kudłatego pieska Spike, owieczki w zagrodzie i „polinę” (trampolinę), albo jak skakała po kałużach. A może zapamięta strasznego trolla i poszukiwania elfów w zaroślach...
Chyba opisałam wszystko. Mam nadzieję, że komuś z Was te informacje mogą się przydać, a jak nie, to chociaż ja sama będę wiedziała, gdzie szukać następnym razem. Jeśli mielibyście natomiast jakieś pytania w związku z podróżą Waszych pociech, to śmiało piszcie na maila.



5 komentarzy:

  1. Bardzo dużo przydatnych informacji, super temat. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnóstwo cennych wskazówek. Myślę, że przydadzą się nie tylko rodzicom wyjeżdżającym w tak daleką podróż jak Wasza. Mam nadzieję, że więcej osób przeczyta ten post i Ci podziękuje za takie ABC podrużnika.

    Macie fajne fotki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. My z Małym Myszem jesteśmy ekonomiczni, potrafimy się spakować w dwie nieduże torby albo jedną wielką :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja podróżuję tylko z Venus ;-))) ale ostatnio właśnie rozmawiałam na ten temat z kumplem
    On - ojciec - próbował mi udowodnić, że z dzieckiem to się NIE DA a ja jednak, że jak się chce to się da ;-)))
    Chyba podeślę mu ten tekst ;-)))
    Uściski zasyłam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)