wtorek, 2 września 2014

Worek kości - książka na deszczowe wieczory

Są książki, które można czytać w kółko i nigdy się nie znudzą. Ba! Za każdym razem odkryjemy w nich coś nowego. Jeśli chodzi o moją osobistą bibliotekę, do takich lektur zalicza się "Worek kości" Stephena Kinga. Książka może niezbyt ambitna, nie mająca wybitnych walorów literackich. Ot, taka normalna powieść - trochę grozy, trochę romantyczna, ale na pewno wciągająca. Wiem, że dla wielu z Was wraz z sierpniem  czas na beztroskie czytanie minął bezpowrotnie. Dla wielu jednak dopiero się zaczął przy wtórze spadających z drzew liści i deszczu za oknem.

Źródło: http://www.unreal-fantasy.pl
Po "Worek kości" sięgnęłam będąc jeszcze w liceum. Zaczytywałam się wtedy w Kingu i to była jedna z pierwszych pozycji jego autorstwa, z jaką się zetknęłam. Zauroczył mnie klimat małego miasteczka w stanach położonego pośród gór i jezior stanu Maine - taki sielski i psychodeliczny jednocześnie. Główny bohater nie jest wyjątkowy, co zauważyłam czytając inne książki Kinga, taki sobie pan około 40-stki, pisarz z niemocą twórczą, która dopadła go po śmierci żony. Przez kilkadzisiąt pierwszych stron zmaga się ze stratą. Jazda zaczyna się się, kiedy wraca do swojego domu nad jeziorem, w którym spędził z żoną najpiękniejsze chwile swojego życia. Tak charakterystyczna dla Kinga atmosfera grozy płynie obficie niemal z każdej kartki.


Co wyjątkowego jest więc w tej lekturze, że tak często po nią sięgam? Przeanalizowana na wskroś psychologia człowieka, który stracił bliską osobę. Dziewczynka, w wieku której jest już prawie moja Łucja. Tragedia sprzed niemal wieku, tak brutalna i aktualna nawet dzisiaj. Poza tym coś tak nieuchwytnego, co sprawia, że historia fikcyjnych osób staje się nam tak bliska. I to pragnienie, kiedyś zupełnie obce, dziś tak żywe, by może mój "człowiek z dolówki" ułożył z literek z magnesikami choć krótkie "hej". Żadna inna książka Stephena Kinga już mi się tak nie spodobała. Były takie, które przeraziły mnie bardziej (np. "Smętarz dla zwierząt"), ale powtarzane schematy nudzą. "Worek kości" polecam jednak tym, którzy nie boją się usłyszczeć w ciemności stukania i pukania. Raz na "tak", dwa razy na "nie".

7 komentarzy:

  1. Aż się boję , czy to aby lektura na jesienne dni, chociaz czasem lubię sie dołowac hi hi, może jednak sobie wypożyczę.. pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. King to mistrz horroru.potrafi wkraść się w podświadomość i skutecznie ją nastraszyć. To twórczość dla ludzi o mocnych nerwach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio czytałam Kina "Doktor Sen". Rewelacja.
    aśka

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam za błąd, oczywiście miało być Kinga.
    aśka

    OdpowiedzUsuń
  5. Na deszczowe wieczory, powiadasz?... Może się skuszę, choć nie jestem fanką Kinga i jego horrorów...

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Kinga, teraz czytam "Rose Madder", świetna! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem świeżo po "Smętarzu zwieżąt", a w kolejce czeka "Sklepik z marzeniami" :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)