niedziela, 21 września 2014

Biskupin - spojrzenie bardzo subiektyne


Korzystając z ostatnich zapewne tak ciepłych i słonecznych dni września (dziś leje jak z cebra) wybraliśmy się wczoraj do Biskupina. Chyba każdy z nas pamięta to miejsce z lekcji historii i szkolnych wycieczek (a kto nie pamięta – odsyłam do cioci Wiki i do strony muzeum). Dobiega tam końca Festyn Archeologiczny. Dla mnie to takie miejsce kultu troszkę, coś jak Częstochowa. Uważam bowiem, że każdy z nas powinien choć raz w życiu odbyć swoistą pielgrzymkę do osady, w której rodziła się nasza historia. Ciekawe ile jeszcze takich grodów leży pogrzebanych pod grubą warstwą ziemi… Najlepsze w Biskupinie jest to, że się rozwija, ciągle coś się dzieje. Nawet wszechobecna komercja, która bije po oczach np. na Grunwaldzie (czyt. np.  plastikowe miecze) tu jest niewidoczna, choć wiem, że to tylko świetny kamuflaż. Dla mnie jednak to bardzo ważne. Widzę, że przez ostatnich kilka lat wiele się w tej kwestii zmieniło. Dla mnie wczorajszy dzień był świętem – spędziłam go z Michałem i Łucją. Razem cieszyliśmy się słońcem, dobrym jedzeniem i energią tego wyjątkowego miejsca (choć Lucek oczywiście najbardziej gustował w zwierzątkach i schodach… - Co pamiętasz z Biskupina, Skarbie? – Schody!). Oczywiście było to też jedno wielkie święto rękodzielnictwa, czy też może rzemieślnictwa – snycerze, bursztyniarze, garncarze, powroźnicy, kowale, plecionkarze. Obserwując było mi trochę głupio, że swoje wytwory śmiem nazywać rękodziełem (choć czysto logicznie rzecz biorąc, tak właśnie jest). Zakochałam się w moich nowych kolczykach z bursztynem (prezent od Męża), zakochałam się w muzyce tworzonej przez jakże urodziwe dziewoje, zakochałam się w ogniu płonącym w piecach i na paleniskach. Podziwiałam mężnego Wikinga, wczesnośredniowieczne zbroje i ludzi, którzy z archeologii eksperymentalnej uczynili sposób na życie. Ale nie będę już przeciągać, bo mogłabym dziś pisać, jak natchniona! Zapraszam na subiektywną wycieczkę po Biskupinie – zobaczcie to cudowne miejsce moimi oczyma.























Pierwsze zdjęcie zrobione przez Łucję (ja trzymałam aparat, ona nacisnęła guzik)












9 komentarzy:

  1. muszę na wiosnę jechać!
    ostatnio w Biskupinie byłam na początku podstawówki i widzę że "trochę" się tam zmieniło ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super zdjęcia bo nie widać tego tlumu. Byłam w ubiegłym roku i lubię tam wracać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. z pewnością jeszcze raz kiedyś odwiedzę Biskupin, pamiętam że bardzo mi sie podobało a Twoje zdjecia przywowały różne wspomnienia. Łucja zrobiła pierwsze zdjęcie? super jej wyszła tzw. równia pochyla :) ściskam Was, papa

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacja! Cudownie, że przypomniałaś nam wszystkim o Biskupinie :-) Tyle razy tamtędy przejeżdżam, gdy zasuwam do kuzynki nad morze. Muszę za którymś razem zatrzymać się na dłużej w Biskupinie :-) Łucja połknie bakcyla fotoreporterskiego, jak mama :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wstyd się przyznać, ale jeszcze nie byłam w Biskupinie, bardzo mym chciała zobaczyć to miejsce, fotki jak zwykle piękne:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłam w zeszłym roku w Biskupinie (zdjęcia u mnie na blogu) ale wtedy nie było festynu, ognia, w piecach się nie paliło...szkoda. Za to u Ciebie mogę sobie dooglądać to co mnie ominęło:)

    OdpowiedzUsuń
  7. nigdy w życiu tam nie byłam, ale pewnie podobałoby mi się:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)