Witam wszystkich w pierwszy poświąteczny, choć jakże wiosenny wieczór!
Na początek bardzo, bardzo dziękuję Wam za świąteczne życzenia pod poprzednim postem :) Tak sobie myślałam, że uda mi się wcześniej coś tu naskrobać, ale okazało się, że nie miałam czasu, by odpisać na wszystkie życzenia, czy poprzeglądać Wasze blogi, co tu dopiero mówić o robieniu zdjęć i pisaniu czegoś konkretnego... Ale dziś jestem i relacjonuję, co się u mnie działo przez ostatni tydzień :) Otóż sprzątanie, gotowanie, sprzątanie, gotowanie, spanie, gotowanie, jedzenie... Hihi, no i tak w kółko. Jak to zazwyczaj bywa, dużo rzeczy robiłam na ostatnią chwilę, mimo że dzień wcześniej sądziłam, że przecież wszystko mam przygotowane. Tak więc za prezentem do siostry biegałam w wigilię od rana, tzn. za jedną częścią prezentu, bo drugą część - futerkową torebkę - szyłam jeszcze przed pasterką (na którą swoją drogą nie dotarliśmy, bo nas sen zmorzył). Zdjęcie troszkę niewyraźne, bo robione telefonem (sama oczywiście zapomniałam zrobić, więc ścigałam Siostrę, co by mi przesłała).
Na dodatek ciasto totalnie mi nie wyszło (czekoladowe nie wyrosło, rafaello jakieś takie nieskładne, chude, bez polotu, co z tego, że bardzo smaczne, jak ja bym chciała, żeby jeszcze to-to wyglądało jakoś chrześcijańsko). Od jakiegoś czasu już powtarzam, że Bóg poskąpił mi dwóch talentów: wokalnego i do robienia wypieków. No cóż, nie ma ludzi idealnych :D Na dodatek na wczorajszy obiad nie dopiekły mi się faszerowane filety z kurczaka, a ciasto naleśnikowe, w którym je panierowałam za cholerę nie chciało się trzymać mięsa. Tak to jest, jak się człowiek za bardzo stara... Za rok chyba ugotuję barszcz z torebki i kupię kurczaka z rożna, obowiązkowo gotowe ciasto. No i też przecież będzie dobrze :D
Na dodatek ciasto totalnie mi nie wyszło (czekoladowe nie wyrosło, rafaello jakieś takie nieskładne, chude, bez polotu, co z tego, że bardzo smaczne, jak ja bym chciała, żeby jeszcze to-to wyglądało jakoś chrześcijańsko). Od jakiegoś czasu już powtarzam, że Bóg poskąpił mi dwóch talentów: wokalnego i do robienia wypieków. No cóż, nie ma ludzi idealnych :D Na dodatek na wczorajszy obiad nie dopiekły mi się faszerowane filety z kurczaka, a ciasto naleśnikowe, w którym je panierowałam za cholerę nie chciało się trzymać mięsa. Tak to jest, jak się człowiek za bardzo stara... Za rok chyba ugotuję barszcz z torebki i kupię kurczaka z rożna, obowiązkowo gotowe ciasto. No i też przecież będzie dobrze :D
Ale zaraz, zaraz, przecież to tylko kilka wypadków przy pracy (co z tego, że zdarzają mi się notorycznie?!). Poza tym święta były bardzo miłe i radosne, syte niezmiernie (bo wszystko oprócz powyższego wyszło pyszne, chociaż w sumie, to i nawet ten niedopieczony kurczak był bardzo dobry). Przyjechała moja Siostra ze swoim już prawie narzeczonym, byliśmy na ślubie znajomych, wczoraj wieczorem po prostu poleniuchowaliśmy. Czyli gicior! No i prezencioszki były fantastyczne! Od mojego Ukochanego dostałam piękne wydanie wszystkich części Władcy Pierścieni (celowo piszę, że nie trylogię, bo to trylogia wcale nie była... Tolkien napisał tą opowieść jako całość składającą się z 6 ksiąg, a podzielono ją na 3 tomy ze względów wydawniczych).
Nie zdziwcie się, jak rzadko będę tu zaglądać w najbliższym czasie. Muszę to teraz przeczytać (po raz któryś, ale pierwszy raz to moje własne książki!) Hihi, Misio wie, co lubię najbardziej! Poza tym muszę odpocząć po robieniu bombek, a przed robieniem jajek :D No, tylko zakładka musi powstać też jakaś tolkienowska, co by była tylko to tych książek.
Ale, ale, już spieszę pokazać prezent od Siostry, zestaw do kaligrafii:
Teraz już będę miała czym pisać w moim ślicznym notesie! Tylko, że ciągle nie wiem, co by to miało być....Eh, nieważne! Ważne, że pióro piękne :)
No i to koniec prezentów rodzinnych w tym roku, bo Mikołaj tym razem postawił na jakość, a nie na ilość. Aha, no i tradycyjnie już Babcia Jasia obdarzyła nas słoikiem pysznego miodku! A przecież wiadomo, że Misie lubią mniodek!
Sama też dziś zrobiłam sobie prezencioszka - kalendarz z kotem Simona. Uwielbiam tego niesfornego zwierzaka!
No dobrze, to ja zmykam zrobić sobie jakąś herbacinkę z mniodkiem i zabieram się do lektury :D
Uśmiałam się z Twoich zmagań kulinarnych i z Twojego podejścia do tego wszystkiego:-) jesteś niemożliwa. Torebka boska. Książek zazdroszczę;-) Ja też idę zrobić sobie herbatkę z midem i cytryną. Próbuję wyzdrowieć od tygodnia i nic... Pozdrawiam Cię mocno, mocno, mocno:-)
OdpowiedzUsuńświetna ta torebka, te dania co ewentualnie troszkę nie wyszły to pikuś przy tym jaką doskonałość dla Siostry stworzyłaś. Fajniutkie prezenty dostałaś, no grzeczne dziewczynki pewnie tak mają:)
OdpowiedzUsuńTorebka rewelacyjna, a wpadki kulinarne każdemu się zdarzają ja upiekłam makowca zakalca takiego że ho ho :)))Miłego czytania, sama muszę zabrać się za czytanie bo przez te święta opuściłam się niesamowicie!:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się ciastem, może jak piszesz nie wyglądało ale pewnie smakowało:) torebka prześliczna, prezenty super, oryginalne:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietna torebka:) tymi kulinariami się nie przejmuj:)) miłej lektury!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
a mi pierogi w tym roku nie wyszły;) torebka pierwsza klasa, ale zestaw do kaligrafii świetny ( gdzieś już taki widziałam z niebieskim piórem);)Tolkien-mniam, ja teraz połykam G.R.R.Martina-polecam ;)
OdpowiedzUsuńczym byłyby święta gdyby nie te wszystkie nasze starania aby było idealnie. Pewnie nigdy nie będzie, ale czy to ważne :) Życzę wszystkiego dobrego w nowym roku, spełnienia marzeń i mnóstwa inspiracji do fotografowania, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSuper prezenty :)
OdpowiedzUsuńNo to piękne święta były:-) I bogaty Gwiazdor zawitał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, życząc szczęśliwego Nowego Roku !
a propos wiosny- u nas zakwitły drzewa! prawdziwe pomieszanie z poplątaniem.
OdpowiedzUsuńkaligrafia...???
OdpowiedzUsuńsuper!!
i fajnie futrzana torba Ci wyszła!