Wbrew tytułowi nie zebrało mi się
dziś na refleksje. Chciałam się tylko z Wami podzielić małym sukcesem w
dziedzinie kulinarnej. Ale od początku – Łucja bardzo mnie zmieniła. Nie
wyobrażałam sobie w najśmielszych snach, że można kochać tak bardzo, tak małego
człowieczka. Byłabym w stanie zrobić dla niej wszystko! Nawet nauczyć się piec.
A że na razie musiałam pożegnać się z ciastkami, kremami i tym podobnymi pysznościami
(witaj skazo białkowa!), to postanowiłam, że upiekę chlebek. Ja! Chlebek! W
pierwszej chwili pomyślałam, że na mózg mi padło z tej miłości, ale będąc na
zakupach odkładałam większość produktów na półkę ze łzami w oczach („może
zawierać śladowe ilości mleka”). Kupiłam więc, co trzeba i dalej, do roboty! A
że oczywiście najpierw pomyślałam o zakupach, a potem o sprawdzeniu przepisu,
to musiałam improwizować, jak to w moim przypadku często bywa. Ale oto i
przepis (już zmodyfikowany):

- 600g
mąki pszennej typ 550
- ½ szklanki
otrąb żytnich
- 2 łyżki
sezamu
- 50g
ziaren słonecznika
- 30g
ziaren z dyni
- 2
płaskie łyżki cukru
- 1
czubata łyżeczka soli
- 5 dag
drożdży
- ½ l
ciepłej wody
- Olej do
wysmarowania blachy
Drożdże rozpuścić w ciepłej wodzie. W misce wymieszać
suche składniki i zalać rozpuszczonymi drożdżami.
Wymieszać i odstawić w ciepłe
miejsce na 30 min.
Wyłożyć do blaszki wysmarowanej
tłuszczem i wysypanej mąką. Posypać nasionami użytymi w cieście. Piec w temp. 180
stopni przez 45-50 minut.
Oto efekt:
Prawda, że piękny? A jaki dobry!
Inna sprawa, że przepis był banalnie prosty… Ale żeby nie było zbyt idealnie,
to oczywiście przypalił mi się trochę mój cudny chlebek :D
Nie od razu Rzym zbudowano
przecież… A chleb wyszedł taki pyszny, że musiałam go zawinąć i schować, żeby
nie zjeść go przed przyjściem Michała. No bo tak kusił zapachem i wyglądem, że
za każdym razem, kiedy weszłam do kuchni, musiałam ukroić sobie kawałeczek. Tak
to jest, jak człowiek łakomy…
A na koniec pochwalę się Wam
jeszcze cudownymi prezentami od mojego Męża, które dostałam na Dzień Kobiet:
niebanalny bukiet oraz urocza kurka z Home&You. Oczywiście pasująca do
kuchni :D
Prawda, że cudownie mieć Męża,
który pamięta o takich szczegółach, jak białe kropeczki? To tak a propos tytułu
posta :D
I tak uszczęśliwona prezentami i
udanym wypiekiem żegnam się z Wami! Do następnego razu! A będzie już bardzo
świątecznie…
P.S. Zapraszam do przeczytania nowości z zakładce "Grafomania".