piątek, 20 listopada 2015

Pierwsze świąteczne i zastrzyk adrenaliny

Odsapnęłam. Wracam z rękodziełem. Łucja znowu jest chora, więc siedzimy w domu. Taki maraton zabaw połączony ze sprzątaniem zaległych półek wykańcza fizycznie i psychicznie. W wolnej chwili między układaniem klocków lego, a wyrzucaniem kolejnych niepotrzebnych śmieci skończyłam dziś zaczęte ponad tydzień temu choineczki i serduszko. 






Jakiś czas temu specjalnie z myślą o podobnych świątecznych szyjątkach kupiłam w sh... spodnie od piżamy! Wyszły drzewka wg wzoru Eleny Kogan, który wykorzystywałam już dwa, czy trzy lata temu. "Doniczki" zrobiłam ze słoiczków po deserkach dla dzieci. Po prostu okręciłam je kolorowym sznurkiem mocowanym do taśmy dwustronnej. Dodałam guzik z kokardką i tyle. Do tego serduszkowa zawieszka i świąteczny komplecik gotowy. 

Ogłoszenia parafialne:

Pewnie nie każdy z Was widział, ale w zakładce Zdrowie XXI dodałam już jakiś czas temu wpis o kawie z żołędzi. Idealna na chłodne poranki. 


Jeśli ktoś byłby zainteresowany zakupem kompletu nowoczesnych uchwytów do mebli lub ceramiczną białą głową, to zapraszam odpowiednio TU i TU




Może też ma ktoś z Was niepotrzebną już książkę "W noc wigilijną" Douglasa Gorslina? 


Chętnie nabędę. Miałam w domu dwa egzemplarze, ale gdzieś się zapodziały. Uważam, że to obowiązkowa lektura na wigilijny wieczór. Łucja jest już na nią gotowa. Od dawna wyobrażałam sobie, jak siedzimy w piżamach, w tle światełka na choince, a ja czytam jej tą książkę. Szukałam swoich już chyba wszędzie, ale jakby zapadły się pod ziemię. 

***
Tymczasem chciałam Wam dziś opowiedzieć historię, jaka przydarzyła mi się wczoraj. Wyobraźcie sobie ponury poranek w Kaliszu. Godzina 7.55, zachmurzenie duże z niewielkimi przejaśnieniami. Wiatr porywisty, bez opadów. W pośpiechu wychodzę z domu. Mam do wykonania zadanie. Bardzo ważne zadanie. Po kilku minutach staję w niewielkim tłumie. Słyszę nerwowe pomrukiwanie. Niektórzy niecierpliwie tupią nogami. Słychać ciche kliknięcie. Tłum zafalował. Szklane drzwi rozsunęły się szumiąc. Wystartowali, a ja między nimi. Ci bardziej zachłanni biegli. "Po lewej, jakby szybciej emeryci i renciści"... Oddech miałam płytki, urywany. Puls chyba z dwieście. Czy zdążę? Czy dam radę? Dotarłam na miejsce. Szybkie rozpoznanie terenu i mam! Mocno ściskam pod pachą drewnianą kolejkę z Lidla! Jagódka będzie miała wymarzony prezent na święta. Tłum uspokoił się widząc ilość towaru. Uszczęśliwiona pomagam jakiejś pani wyłowić coś spod sterty zabawek. Ludzie wesoło rozmawiają o mebelkach do domku dla lalek. Po chwili zastanowienia, bez żadnych problemów wybieram jeszcze drewniany ekspres do kawy dla Łucji. Z uśmiechem i tętnem, które wróciło do normy idę po mleko i pomidory na śniadanie. Zakupy skończone. Adrenalina, jak po skoku na bungee. Takie promocje to chyba nie dla mnie... 

Miłego weekendu wszystkim życzę! 

13 komentarzy:

  1. Z końcówki Twojego posta to się uśmiałam. Czyżby do naszego kraju zawitał wielki świat zza wielkiej wody? Skojarzenie mam od razu z wielkimi wyprzedażami w Stanach, gdzie ludzie szturmują sklepy już przed otwarciem. Na święta zawsze, ale to zawsze czytam "Opowieść Wigilijną" Dickensa, ale Łucja to jest jeszcze za mała na tę historię. A co do kawy żołędziowej. Wyobraź sobie, że kupiłam ja jakiś czas temu, szukając alternatywy dla mojego pikającego serduszka i bardzo się nią rozczarowałam. Nie dość, że trzeba ją gotować, to nie smakowała mi. Może znasz jakiś sposób na polepszenie jej smaku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do smaku żołędziówki trzeba się przyzwyczaić... To gotowanie też mnie rozczarowało, ale czasami można sobie dogodzić :) Ja oczywiście kawę słodzę. Próbowałam dolać mleka, ale nie bardzo pasowało. Tak sobie myślę, że następnym razem dodam plasterek pomarańczy. Do goździków i kardamonu pasuje, więc może będzie ok :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Kiedy w skrócie postów różnych blogów zobaczyłam te choineczki od razu wiedziałam, kto jest ich autorem! :)
    Emocje ;) ...hehe nie do podrobienia!
    A do "żołędziówki" drugi rok się przymierzam, żeby zrobić i niestety jeszcze nie zrealizowałam zamierzenia ;)...może na przyszły rok??
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja Mamusia Kochana właśnie mi opowiada często o takich ekscesach w Lidlu , masakra normalnie :( Kochana piękne choineczki , uwielbiam Twoje szyjątka, serduszko, pudełeczko i hafcik od Ciebie ciągle mi służą i przypominają o Tobie :) Buziaczki Kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  4. choinki cudne :-)
    kawę z tej firmy tylko z orkiszu sobie zakupiłam ale nie da się wypić :D:D:D
    buźki

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja bez adrenaliny walę do T-co i nabywam drewniane zabawki bez wysiłku i w regularnej sprzedaży. Dlatego nie lubię dyskontów, bo mają towar tylko na pierwszy dzień promocji.
    A choinki cudowne. Materiał sprawia wrażenie jak gdyby guziki były prawdziwymi.
    Pozdrawiam wesołą czeredę

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie spotkałam się z kawą z żołędzi. Ciekawie brzmi, ale sprawdzać jej nie będę.
    Bardzo ładne choinki uszyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  7. uwielbiam te choinki :) też je swego czasu robiłam:)) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. mnie też taka adrenalina nie służy:) a choineczki śliczna, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kawa z żołędzi? Nie próbowałam, ale jestem żywo zainteresowana:) Twoja historia z Liedlem rozbawiła mnie do łez, kurcze, mogłabyś książki pisać. Zbudowałaś napięcie, jak w kryminale;) Super!
    Twoje prace to dowód na to, że wszystko można wykorzystać, by powstały tak piękne dekoracje jak Twoje:)
    Pozdrowienia ślę i życzenia zdrówka dla Łucji:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Żeby szyć ze spodni od piżamy... No nie wpadłabym na ten pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdaje się, że to nie Twoja pierwsza przygoda z Lidlem :) Emeryci i renciści jak zwykle górą :)))) Cieszę się, że udało się upolować wymarzone preznety.
    Ozdoby świateczne bardzo fajne, jak się za coś zabierasz to zawsze sukces murowany.

    wysyłam moc buziaków, papa

    OdpowiedzUsuń
  12. ooo... choineczki :)
    w zeszłym roku mi nie wyszły... może tym się uda ;-)))
    Historia marketowa wywołała uśmiech - pięknie to opisałaś... Nie wiedziałam nawet, że taka promocja była. Zajrzę jutro - może prezent dla chrześnicy kupię ;-)))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)