niedziela, 9 października 2016

Ślubny maraton, cz. 2

Dziś będzie długo, zdjęciowo, ale też bardzo prywatnie. Zaległości czas nadrobić. Jak już doskonale wiecie, pomagałam mojej Siostrze i jej Mężowi w przygotowaniu ślubnych gadżetów i dekoracji. Motyw przewodni to lawenda. Miało być też rustykalnie. Kiedy my z Karoliną zajęte byłyśmy wymyślaniem, co i gdzie, jej wtedy jeszcze Narzeczony śmiał się z nas, że "o ho-ho, rustykalnie... ". No więc stwierdziłam, że najbardziej rustykalny jest pan młody, bo mu słoma z butów wystaje (Jacek, jesteś moim ulubionym szwagrem!).


Zaczęło się od zaproszeń, o których pisałam TU. Potem były słoiczki w ramach podziękowań. Każdy z gości dostał dwa mini weki. Jeden z brązowym cukrem i naklejką z imionami młodej pary i datą ślubu, a drugi z przepyszną herbatką i napisem: "dziękujemy za przybycie". Pracy było mnóstwo, słoiczków 80 sztuk. Każdy słoiczek, oprócz nalepki, musiał zostać przystrojony czapeczką z szarego płótna. Musiałam zaangażować Męża do pomocy.


Kolejne były winietki, z których każdą stemplowałam. 40 osób, imiona i nazwiska. Każda literka osobno. Niestety nie zrobiłam zdjęć, ale też były na szarych, gotowych kartonikach. 
Prawdziwym wyzwaniem okazało się "ubieranie" sali. Moja Siostra miało jasno sprecyzowaną wizję. W kwiaciarni zamówiła przecudne świeczniki i dekoracje - białe róże i lawenda zatopione w wodzie. W przypadku tych większych, górę szklanej tuby wieńczył lawendowy wianuszek, a po wodzie pływały tealighty. 



Para młoda siedziała na tle pięknych drzwi, a po obu stronach wisiały piękne wiązanki z białych róż. 


Dwa kosze z kwiatami były także przygotowane w ramach podziękowań dla rodziców. 


Do tego dostarczono nam całą masę lawendy w doniczkach i korytkach. Osłonki udekorowałyśmy szarym płótnem i parcianym sznurkiem lub koronkową wstążką. Inne posadziłyśmy w doniczce. No dobra, ja sadziłam, w piątek po południu, kiedy miałam już zrobione paznokcie, a niestety rękawiczek nigdzie nie było... Z dwojga złego lepiej, żebym to ja sobie zniszczyła manicure, a nie Panna Młoda. 




Jeśli chodzi o bukiet ślubny, to był wykonany z eustomy i lawendy. Wyglądał jak bukiecik polnych kwiatków. Był skromny i przepiękny! Niestety nie zrobiłam mu zdjęcia, więc ratuję się wyciętymi kadrami z innych fotek. Jak tylko będę miała profesjonalne zdjęcie, to wymienię. Dla osób z Brzegu Dolnego i okolic - mogę przesłać namiary na kwiaciarnię.


Wracając jednak już do naszej pracy. Moja Mama uszyła pokrowce na sztućce. Oczywiście szare płótno i biała koronka.  Zestawienie takie samo, jak w przypadku obrusu. Także dzieło mojej Mamy. Kilkanaście metrów obszytych koronką, po obu stronach... Oj, było co szyć! 


Do tego małe smaczki - papierowe motyle, czy składane klatki dla ptaszków, które dodawały lekkości i romantyzmu. Na barze, za którym urzędował DJ ustawiłyśmy lawendę oraz kartonowe inicjały imion małżonków. Po bokach świece w kolorze ecru, które paliły się całą noc i tworzyły niezwykle intymną atmosferę. A i przydały się ze strony czysto praktycznej, kiedy nastąpiła nieoczekiwana przerwa w dostawie prądu.



Kropką nad i były wstążki na butelkach. Zwykłe szarfy na winie i kokardy z etykietą na wódce. 



Niestety zdjęć nie mam zbyt wyraźnych. Tle pracy, zmęczenie, a w końcu dobra zabawa.. Na ostre fotki brakło czasu. Część z nich robiłam dopiero na następny dzień. Bieżące z dekorowania mogliście też zobaczyć na moim profilu na FB. 
Reasumując: projekt "Moje wielkie rustykalne wesele" uważam za udany. Włożyłyśmy z Siostrą mnóstwo pacy w to, by było fajnie, inaczej, miło dla oka. Postarali się też nasi wspaniali mężczyźni, którzy dzielnie dowozili nam kolejne rzeczy, w tym ruskie pierogi na obiad, czy opiekowali się Łucją. Starłyśmy się z opiniami o tym, że np. na weselu to koniecznie muszą być białe obrusy. Stawiliśmy wszyscy czoła innym przeciwnościom losu, spotkaliśmy mnóstwo fantastycznych osób, jak Właścicielka restauracji, Fryzjerka, Makijażystka, Kwiaciarka, niesamowicie fajny pan Fotograf, czy nawet wyluzowana Pani w USC, która zachowywała kamienną twarz, kiedy mój szwagier ciągle się mylił w przysiędze. Do tego sesja zdjęciowa w przecudnym zespole klasztornym w Lubiążu, na której jestem bez butów, bo pojechałam w adidasach, żeby było wygodniej, a szpilek zapomniałam... Że nie wspomnę o tym, że boki zrywaliśmy, kiedy fotograf nie mógł złapać ostrości i stwierdził, że mam... nie no, nie napiszę Wam tego! 
Powiem za to, że żyję już trochę czasu, na wielu weselach byłam, ale nigdzie nie było tyle pozytywnej energii i luzu. Mam nadzieję, że całe życie Karoli i Jacka będzie tak wesołe, jak dzień ich ślubu! Tego Wam życzę, Kochani!



10 komentarzy:

  1. Wszystko dopracowane w najmniejszym szczególe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam Twoje zaangażowanie, ale w końcu to ślub ukochanej siostry. Podoba mi się wybrany temat i to, że podeszłyście do niego bez zadęcia na fajerwerki i te różne ślubne bajery. Grunt to być oryginalnym i zadowolonym z własnego pomysłu.

    OdpowiedzUsuń
  3. sala musiała prześlicznie wyglądać, napracowałaś się, ale było warto, pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  4. O widzę,że żyjemy tymi samymi tematami:)Takie strojenie wesel to wielkie wyzwanie i wiem co przeszłaś ale ja to uwielbiam:)Gratuluję,odwaliłaś ogrom pracy i wszystko wygląda super.Jak chcesz to zajrzyj na mojego bloga we wrzesniu pokazałąm co ostatnio robiłyśmy jeśli chodzi o śluby i wesela.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyle pracy ale efekt wspaniały i niepowtarzalny. To skarb taka siostra jak Ty. Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle pracy włożonej, ale widzę, że było warto!Wszystko tak ładnie dopracowane, super pomysł ze słoiczkami, wydaje mi się, że ni widziałam u nikogo takiego rozwiązania :) Proszę przekazać Siostrze i Szwagrowi, życzenia pomyślności na nowej drodze życia, samych pięknych chwil :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawe cóż ten fotograf powiedział...
    Dołączam do twoich życzeń, wszystkiego najlepszego dla Młodej Pary!!!

    Dekoracje wspaniałe, wszystko pięknie zgrałyście, nie dziwię się, że tyle pracy to kosztowało, ale za to wszyscy macie satysfakcję, że wyszło idealnie!
    Brak prądu? A to dobre, wyszło jak w życiu, niespodzianka za niespodzianką.

    Gdyby nie fakt, że jesteś zabiegana od rana do wieczora to mogłabyś zająć się organizacją wesel przynajmniej na poziomie wystroju wnętrz.

    Wracam raz jeszcze do zdjęć :) pozdrawiam, Ania

    aha, pomysł ze słoiczkami super, ale pracy od diabła i ciut ciut tak jak z winietkami

    OdpowiedzUsuń
  8. Zacznę od końca, ale nie mogę pominąć tego Lubiąża, mam tam babcie i co roku spędzałam tam wakacje i święta a nawet teraz kiedy przyjeżdzam do Polski , tydzień spędzam właśnie tam .A co do Waszej pracy włożonej w przygotowania, to jestem pod wrażeniem, wszystko jest tak dopracowane a i same pomysły oryginalne ....z pewością to było nietuzinkowe wesele...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)