Dziś w cyklu „retro gospodyni” przepis na pawia. Ja generalnie jedząc tego dostojnego ptaka miałabym na myśli pawia innego rodzaju, ale co tam. W końcu, jak można było jeść przepiórcze języczki w galarecie, to dlaczegóż by nie pawia? Tak zupełnie przy okazji.
Pawica ma mięso białe i delikatne, jak indyczka. Po zabiciu powinny wisieć przez kilka dni jak indyczki. Gdy skruszały, nadziewa się je i piecze w piecyku na maśle, ciągle je polewając masłem. Można je naszpikować drobno pokrajaną w paski młodą słoninką.
„Uniwersalna książka kucharska” (wyd. Kurpisz S.A., Poznań 2003), s. 95.
A oto, co nasz „Poradnik kucharski” proponuje na obiad 6 marca:
Sandacz smażony. Rosół z kluseczkami. Sztuka mięsa z sosem kaparowym. Kremik ponczowy. Rosół z kaszką. Sztuka mięsa. Potrawka z cielęciny z kartoflami.
Tamże, s. 279.
Tyle o kulinariach. Jutro powracam z jajeczkami.
Jak kulinarnie dziś
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na jajeczka
Pozdrawiam
Paw to częste zwierze wśród mężczyzn. My rodzimy dzieci a oni pawie:) Czekam na jajca najśliczniejsze.
OdpowiedzUsuńmusiałabym byc piekielnie głodna zeby zjesc taką ptaszynę;-)))POZDRAWIAM;-D
OdpowiedzUsuńPierogi ruskie raz, poproszę:)) Nie chcę być hipokrytką, bo owszem jadam mięso, ale pawie, zające, gołębie (nie mylić z gołąbkami, chociaż te też z mięsem), czy nawet cielątka i jagnięta to może niekoniecznie....Kuchnia staropolska miała to do siebie, ze serwowano na stół zwierzę w pełnej krasie (takie prosię z jabłkiem w ryjku na ten przykład, czy rzeczony paw z rozpiętym ogonem),a tego moja wyobraźnie już nie zniesie:))
OdpowiedzUsuńTo niech już te pawie przechadzają się po ogrodach pałacowych, a ja z przyjemnością popatrzę:)). Fajny post, pozdrawiam.
biedny paw:(((...przypomniała mi sie reklama...awiomarim od pawia wybawia:)))
OdpowiedzUsuńA jajka będa od pawia?:)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że pawie się piecze:0 Ale ignorantka ze mnie:) Zaskoczyłaś mnie tym. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńo nie, co to to nie:) jakoś paw nie przeszedłby mi chyba przez gardło:)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, czy powiedzieć mniam, mniam, ja bym go raczej podziwiała niż zjadła :-)
OdpowiedzUsuńAle cielęcinkę moja Marcelka bardzo chętnie je.
Pozdrówka!
Zdecydowanie wolę podziwiać i fotografować niż go jeść :)Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńNa żywo i na zdjęciach paw prezentuje się znakomicie, na talerzu - mówię kategoryczne nie :)
OdpowiedzUsuńNie jadam mięsa, więc u mnie taki paw byłby bezpieczny :P
OdpowiedzUsuńOch bardzo rzadko jadam mięso...ale pawia...szkoda takiego uroczego zjadać:))
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za odwiedziny i miłe słowa na blogu.
Ciepło pozdrawiam z nutką nadchodzącej wiosny-Peninia*
Haha ..kuchnia staropolska czasem potrafi ubawić :D chociaż, chociaż z tym masełkiem...żartuję :D Biedny Paw, taki śliczny.Musiałabym być baardzoo głodna, żeby go zjeść;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i dziękuję za odwiedzinki:)