piątek, 14 października 2016

Dzień Nauczyciela i pyszny przepis

Nie wiem, jak zacząć. Z reguły blogi rękodzielniczo-wnętrzarskie mają charakter bardzo optymistyczny. Staram się trzymać wyznaczonego kursu w stronę słońca i z uśmiechem na twarzy, ale nie zawsze się da. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. I mnie, jak każdego normalnego ludzia dopadł jakiś wgnębiwtrysk (fani Harrego Pottera będą wiedzieć, o co chodzi). Tymczasem w zasięgu ręki nie mam ani kosteczki czekolady! Siedzimy z Łucją w domu. Ona złapała zapalenie oskrzeli, a i ja mam dziś okrutny spadek formy z bólem głowy w pakiecie... No, jak już się wyżaliłam, to od razu mi lepiej! Eh, psychoterapia blogowa działa cuda!

Przechodząc do właściwego tematu dzisiejszego wpisu chciałam zaprezentować kilka drobiazgów, które powstały z okazji Dnia Nauczyciela. Pierwsze, to oczywiście kartki z życzeniami dla Pań z grupy Łucji. Stempel z sówką nadawał się idealnie. Do tego odpowiednie życzenia i gotowe!




Wzorem ubiegłego roku namalowałam też na desce obrazek. Poprzednio była to biedronka. W tym roku Łucja i przedszkolaki z jej grupy awansowali na Motylki (jeszcze chwila i będą starszakami!). Powstały więc dwa urocze motyle, którym Łucja od razu nadała imiona: Paulinka i Kacper (po krótkiej analizie stwierdziłam, że faktycznie przypominają oni dzieci o tych imionach z jej grupy). Motylki są w stylu lalaloopsy, mają oczy z guzików. 



Jako ostatnie znów pokażę Wam kartki. Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie sąsiadka i zapytała, jak ma zrobić kartki i czy bym jej nie pokazała. Wyjaśniła, że chodzi o dzień nauczyciela właśnie. Jej synek chodzi z Łucją do przedszkola, ale do najmłodszej grupy, Żabek. Paulina przyszła z gotowym pomysłem zaczerpniętym z sieci. Wyciągnęłam więc wszystkie materiały i sprzęty (co zajęło mi z 10 minut) i przystąpiłyśmy do działań. Koniec końców wyszło, że przy pomocy Pauliny zrobiłam dwie kartki. Dziewczyna dzielnie wycinała żabki i dorabiała udawane szwy na jednej z nich. Eh, gdybym ja takiego pomocnika miała na co dzień! Efekt jest taki:


Na koniec coś pysznego, co udało mi się ostatnio poczynić - tarta z dynią i serem pleśniowym. Przepis znalazłam TU. Pierwotnie miał być kozi ser, ale za nim nie przepadam. W sklepie nie znalazłam też mieszanki ziaren, więc wykorzystałam tylko słonecznik. No i kruche ciasto też zrobiłam sama, to jakoś tym sklepowym nie ufam. Wyszło na prawdę pysznie! Na pewno nie jeden raz jeszcze tej jesieni upiekę taką tartę. Może nawet na niedzielne imieniny teściowej... Tak, to jest pomysł! 


I to tyle na dziś. Następnym razem w dalszym ciągu odpoczywamy od ślubnej gorączki. Będzie o prezencie urodzinowym dla małej kucharki. 


6 komentarzy:

Dziękuję :)