Znowu
mamy weekend. Pogoda nas nie rozpieszcza, więc chciałam Wam dziś zaproponować
wyjście do kina. Byłam ostatnio na dwóch dobrych filmach. W gruncie rzeczy nie
wiem, dlaczego wcześniej nie pisałam tu nic o kinematografii. Uwielbiam
thrillery, akcję, kino mocne i wymagające myślenia. Nie znoszę patosu i przesadnego
dramatyzmu. Lubię fantasy, nie cierpię si-fi, nie bawią mnie już horrory. Z
resztą horror i komedię to ja mam w domu.
Kiedy dowiedziałam się o filmie
„Karbala” opowiadającym o obronie City Hall przez polsko-bułgarską jednostkę po
prostu musiałam go obejrzeć. Spodziewałam się połączenia „Helikoptera w ogniu”
i „Snajpera”. Nie zawiodłam się. Jest
tam wszystko, co dobre kino wojenne powinno zawierać – akcja, trochę wybuchów,
dużo strzelania, honor, lojalność, poświęcenie, strach i moralne dylematy.
Brzmi banalnie? Może dla widza zakochanego w „Szklanej pułapce”. „Karbala”
pokazuje jednak w bardzo realistyczny sposób (bo w końcu to film oparty na
faktach), jak zachowują się żołnierze, przed jakimi wyzwaniami stają dowódcy,
kto tak naprawdę wygrywa bitwy. Od samego początku zastanawiałam się, po jaką
cholerę my się tam pchaliśmy, w sensie do Iraku. Dostałam – i to wielokrotnie –
jasną odpowiedź. Po pieniądze. Po chwałę może jeżdżą Amerykanie. Polacy jadą na
kontrakt. Ale jak już jadą... Kiedyś było moim marzeniem zostać żołnierzem
zawodowym, jeździć na misje. Tak, jeszcze jakieś dziesięć lat temu bardzo
chciałam jechać chociażby do Afganistanu. Z różnych względów moje plany nie
powiodły się, a ja wylądowałam na Wydziale Historii i jako jedną ze
specjalności wybrałam historię wojskowości. Nie strzelałam, nie walczyłam, ale
jest coś, co mogłam zaobserwować, czego mogłam się choć odrobinę nauczyć –
męska przyjaźń ważniejsza od życia. Co z tego, że znam przebieg wielu bitew?
Nie umiem opowiadać o wojnie, bo na żadnej nie byłam. „Karbala” pokazuje nam
jednak, co przeżywają ludzie, którzy zdecydowali się pojechać, zstąpić do
piekła. Przez cały film na obrzeżach świadomości błąkał się mi cytat z „Helikoptera
w ogniu”: Gdy przyjadę do domu, ludzie będą mnie pytać: „Hej, Hoot! Dlaczego to
robisz… Wojna cię kręci?” Nie powiem ani słowa. Dlaczego? Bo oni nie
zrozumieją. Nie zrozumieją, że tu chodzi o kolegę. Tylko to się liczy…”.
Dodajcie do tego reżyserię Krzysztofa Łukaszewicza, genialną rolę Bartka Topy,
czy Hristo Shopova (brawurowo zagrał Piłata w „Pasji”), a otrzymacie naprawdę
dobre kino. Kino o prawdziwych mężczyznach, ale nie tylko dla mężczyzn.
Także kolejny film, o którym
chciałam Wam dziś napisać, to prawdziwie męski obraz. „Sicario” w reżyserii
Denisa Villeneuve, opowiada o walce amerykańskich służb, CIA i FBI, z
meksykańskimi kartelami narkotykowymi. Jest to także film o osobistej zemście w
świetle prawa, o tym jak kobieta funkcjonuje w świecie przepełnionym
testosteronem. Widząc agentkę FBI, która znosi widok rozczłonkowanych,
okaleczonych zwłok lepiej niż niejeden kolega, jest rzeczowa, skupiona na
zadaniu, dociekliwa i nieustępliwa, odnosimy wrażenie, że oto patrzymy na
prawdziwe równouprawnienie. To już nie jest „G.I. Jane”, gdzie bohaterka musi
cały czas udowadniać swoją wartość i symbolicznie wyzbywać się kobiecości goląc
głowę na łyso. To nie „Córka generała”, w której kobietę w męskim świecie
widzimy głównie przez pryzmat jej seksualności. Tutaj agentka Kate Mecer jest
członkiem zespołu. Nikt (może oprócz jej przyjaciela i partnera zawodowego) nie
czyni jej uwag odnośnie wyglądu, nie rzuca seksistowskich komentarzy. Ale to
tylko pozory. Jak poradzi sobie dziewczyna, która w jakimś sensie żyje ideałami
w twardym świcie bez reguł. Zastanawiam się, jak bardzo realistycznie
przedstawiony jest świat meksykańskiego półświatka. Doskonale wiemy z mediów,
że okaleczanie ciał mafijnych wrogów, wystawianie ich na widok publiczny,
masakry całych rodzin, to w Ameryce Środkowej norma. Czego się spodziewać
jednak po potomkach Majów i Azteków, chyba najbardziej krwawych kultur w
historii? Nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z obrazem bardzo
oszczędnym, brutalnym, mrocznym. Wrażenie to potęguje dobra muzyka i genialna
gra aktorska. Emily Blunt i Benicio del Toro (uwielbiam!) widzieliśmy już razem
w „Wilkołaku”. I tutaj jest między nimi rodzaj napięcia, od którego dostawałam
gęsiej skórki. Także Josh Brolin w roli agenta CIA jest wprost nieziemsko
dobry. Pamiętam go głównie z roli psychopatycznego lekarza w „Planet terror” i
muszę przyznać, że rolą w „Sicario” bardzo mnie zaskoczył. Na szczególną uwagę
zasługują poszczególne sceny, wokół których narasta akcja. Pierwsza, ze
strzelaniną w domu na przedmieściach i odkryciem zafoliowanych ciał w ścianach.
Kolejna, kiedy bohaterowie jadą ulicami Juarez i widzą efekty działania
karteli. Konwój więźnia przez zakorkowane ulice, niedopowiedziane sceny
tortur... Nie leje się krew, nie ma spektakularnych wybuchów, nie ma
amerykańskiej flagi powiewającej w tle. A jednak film przykuwa uwagę widza,
sprawia, że po zakończeniu nie ma się ani ochoty, ani siły wstać z fotela.
Cisza w kinie, jakiej byłam świadkiem jedynie po „Katyniu”. Być może jest to
wynikiem tego, że poruszone zostają rejony naszej świadomości, te najbardziej
pierwotne i mroczne. Może dlatego, że na co dzień jesteśmy bombardowani
efektami specjalnymi, a tutaj ma się wrażenie, że równie dobrze to może się
dziać obok, na ulicy. Tu nie ma króliczej nory, czy lustra, które oddziela nas
od tego świata. Jesteśmy jego częścią, niestety.
Zbyt ciężko? Jeśli ktoś przetrwał do
końca i czuje się przygnębiony, to przepraszam. Chciałam jedynie podzielić się
z Wami kilkoma refleksjami. Uważam, że dwa powyższe filmy są na prawdę godne
polecenia, jeśli oczywiście macie ochotę iść do kina nie tylko po to, by zabić
czas.
Życzę Wam miłego weeknedu. Trzymajcie kciuki, żebym przetrwała do poniedziałku, bo u mnie kino niestety nie wchodzi tym razem w grę.
Nie są to pozycje, które chętnie zobaczyłabym w kinie, ale Panu Myszowi by się z pewnością spodobały.
OdpowiedzUsuńO popatrz lubimy takie samo kino, no może ja mam inne podejście do fantastyki ale trafiam tez na fajne filmy. U nas to tak wygląda, że Tomek robi selekcję tego co może mi się spodobać lub nie :)
OdpowiedzUsuń