Na początku zaznaczę, że poniższy tekst to nie
manifest. Nie chwalę mojej opinii jako jedynej słusznej. Odnoszę jednak
wrażenie, że wiele młodych kobiet i matek myśli podobnie. Dlatego chciałam się
z Wami podzielić pewną refleksją. Muszę też zaznaczyć, że to tylko około-północny
zlepek myśli.
|
Zdjęcie sprzed 5 lat. W tym roku pogoda raczej marcowa. |
Kilka dni temu nie mogłam spać. Czuwałam przy
chorym dziecku. Kiedy poczułam jej rączkę na twarzy naszła mnie pewna
myśl. Zdziadziałam. Czy to możliwe
żeby największym szczęściem stał się dla
mnie dotyk dziecięcej rączki? Jeśli to oznacza zdziadzienie to owszem,
zdziadziałam! Ale czy naprawdę? Co dziś oznacza czerpanie przyjemności i
życiowej satysfakcji z bycia matką i żoną? Czy na pewno jestem kurą domową?
Wydaje mi się, że minęły czasy równouprawnienia
za wszelką cenę, tego feministycznego bełkotu o kobietach na traktorach.
Dziś kobieta może cieszyć się z tego że jest kobietą i nie przejmować się brakiem
jąder chociażby. Choć znam takie dziewczyny którym niejeden pan mógłby
pozazdrościć jaj. A i brak równowagi w wynagrodzeniach razi. Brzydzi mnie
jednak polityczna poprawność, kiedy za
drzwiami i tak panuje mobbing i szowinizm. Ale wracając do tematu. Dziś wraca
moda na bycie panią domu. Choć może nie na perfekcyjną. Wreszcie mamy prawo mówić
o tym, że nie jesteśmy idealne, że nie każda
z nas umie i lubi gotować, że nie wszystkie od razu kochamy swoje
dzieci. Znam i takie przypadki. Ale ja
się właśnie odnalazłam. Lubię robić mężowi obiad. Nie lubię mu pasować koszul
ale denerwuje mnie jak chodzi w pogniecionych.
Trudno. Przeboleję i wyprasuję. Uwielbiam za to bawić się z nim i z
Łucją, bo wtedy najbardziej i najmocniej czujemy się rodziną. Lubię mieć
porządek. Nauczyłam się szybko i efektywnie sprzątać. Nie jestem idealna i
jestem z tego dumna! Mam pracę, żeby zarabiać i pasję żeby się spełniać (bo coś
musi dawać mi satysfakcję w sensie zawodowym). Mam dom i rodzinę by czuć się
bezpiecznie. Zdumiało mnie ostatnio w kolejce do lekarza, że byłam jedyną
matką. Dzieci przyszły albo z babciami
albo z tatusiami. Nawet nie chcę się zastanawiać nad przyczynami, bo to nie
jest istotne. Sam fakt. Znam kobiety które wstydziły się bycia drugi raz w
ciąży bo podobno ludzie patrzyli na nie jak na
przypadki patologii. Że niby mieć
więcej niż jedno dziecko, to coś co się zdarza na nizinach społecznych (WTF?!).
W takich momentach zastanawiam się czy ja jestem normalna czy może wymyśliłam
sobie ze jestem szczęśliwa? Znowu czuję dotyk małej rączki na twarzy. To nie sen.
A jeśli kiedykolwiek był, to właśnie się spełnił. Jestem kobietą i matką. Nie
jestem idealna. Jestem sobą! Mam prawo być zmęczona. Mam prawo być smutna. Mam
prawo nie udawać, że jest w porządku kiedy nie jest (choć do tego akurat jestem
przyzwyczajona, tak mnie nauczono). Mam prawo zrzucić maskę nałożoną przez
społeczne normy. Przestałam przejmować się tym, co myślą o mnie inni. Nic nie muszę.
Wszystko chcę! I wszystko mogę!
Są matki i Matki i tak zawsze będzie. Myślę, że najważniejsze to być soba i robić wzszystko z myślą o i dla swojej rodziny a nie dla otoczenia. Skoro sposób w jaki żyjesz daje Ci szczęście to nie powinnaś mieć absolutnie żanych wątpliwości, niech sie zamartwiają ci co nie maja czasu ze swoim maluszkiem spędzać tych cennych chwil, później gdy przyjdzie czas na przemyślenie może być już z lekka późno. Ty sens macierzyństwa i życia rodzinnego odkryłaś na swoje szczęście już na początku, nie bedziesz musiała sobie w przyszłości wurzucać, że nie byłaś taką mamą na jaka Łucja zasługuje. Ale tak jak piszesz jest różnie. Moja siostra dziś pracowała do 15:30 a po pracy zaraz miała radę pedagogiczną, do domu wróciła o 19:10. Była tak stęskniona za Katarzynka, że kiedy dzwoniła do mnie wracając do domu mówiła tylko o niej, nie mogła sie doczekać kiedy ja zobaczy, usłyszy i uściska. Takich dni na szczęście jest mało bo pewnie by nie wytrzymała. Za to moja koleżanka z pracy, która ma 2,5 letnią córeczkę, zaszła po raz drugi w ciążę i poszła od razu na zwolnienie chorobowe. I jej odpoczynek w domu polega na tym, że codziennie zawozi swoją córkę do niani na 8 godzin bo musi miec czas dla siebie, nie chce żeby dziecko by jej przeszkadzało. Nie mysli o tym, że za kilka miesięcy będzie miała mniej czasu dla swojego pierwszego dziecka i że teraz może powinna razem spędzać z nia kazda chwile. No więc jak piszesz rodzice są różni.
OdpowiedzUsuńTo, że Ciebie podziwiam od dawna za zorganizowanie, za chęć na coś więcej, za pomysłowość, cierpliwośći systematyczność to już wiesz. Powinnaś też wiedzieć, że jak kiedyś zostanę mamą, to chcę być taką Mama jak Ty czy Beata, chcę mieć dobre, mądre dziecko, męża, który będzie cenił czas spędzany razem i chcę nadal pielęgnować moje pasje. A przede wszystkim chcę, marzę, pragnę nie marudzić. Ty nigdy nie marudzisz i się nie skrażysz, Beata też, a moje koleżanki-matki nagminnie. Wciąż słysze jak im ciężko, jak dzieci broją, ile mają prania, prasowania i sprzatania a później nadchodzi kolejne złote stwierdzenie - ty tego nie zrozumiesz bo nie masz dzieci, A guzik prawda, własnie, że rozumiem bo mam Ciebie i Beatę i wiem, że zycie z dzieckiem to nie kara!
Oj, ile ja się nasłuchałam przed urodzeniem Łucji, że się nie znam, bo nie mam dzieci... A i o przypadkach bezdennej głupoty i egoizmu można gadać godzinami. Ważne jest, jak my postrzegamy siebie i otaczającą nas rzeczywistość. Nie jest ważne, czy mamy dzieci, czy nie. A co do narzekania na rozrabiające dzieci - no cóż, Łucja do apatycznych nie należy :) Ba, podejrzewałam u niej nawet ADHD, serio. Ale okazało się, że taki ma temperament. I co? Mam ją przez to zostawiać na całe dnie u dziadków? Ale wypracowaliśmy stałe godziny zasypiania i wieczorami mamy czas dla siebie. A że prasowanie czasem leży dwa tygodnie? No niech mnie ktoś zabije za to! Jak będę potrzebowała, albo jak mnie najdzie wena (zawsze wreszcie nadchodzi), to sobie wyprasuję :D
UsuńWidzę, że Twój tekst sprowokował do prawdziwej dyskusji. Widać, że to ważny temat. Pozdrawia, Ania :-)
UsuńKochana, świetny post!!! Miałaś odwagę powiedzieć głośno to, o czym inni milczą.....Ja też jestem w tej bajce co Ty, zrezygnowałam kiedyś z pędzącej kariery w księgowości....odeszłam w najlepszym dla mnie momencie, najlepszym dla kogoś. Nazwano mnie dinozaurem, pukano się w głowę....Ehhh, warto było. Wtedy ściskałam zdjęcie synka na biurku w pracy, teraz go ściskam o której chcę, bo jestem w domu, dla nich, dla siebie. Temat rzeka, można dużo pisać. Jesteś BARDZO normalna, ja osobiście mam w nosie, to co krzyczy dzisiejszy świat, wymaga się od nas perfekcjonizmu w każdej dziedzinie, nie wyrażam na to zgody! Ja żyję po swojemu, a moim największym osiągnięciem jest moja rodzina. Wiesz, akurat mam teraz taki etap, że w zasadzie spotykam się z dwoma grupami kobiet....pierwsza to bezdzietne, spełniające się zawodowo koleżanki....nieszczęśliwe, z depresją, z brakiem czegoś lub kogoś, my wiemy....kogo, a druga grupa to mamy z dziećmi, które nie radzą sobie z presją rodziny, otoczenia, z pytaniami, kiedy w końcu pójdziesz do pracy...nie mają siły tłumaczyć, że one chcą wychowywać, że nie chcą nań i cioć, jedna z nich zaczyna właśnie terapię, wspaniała dziewczyna z dwójką dzieci, pod ścianą, a broń wymierzona przez najbliższych:( Trzymam za nią kciuki, i za inne przypadki. Wiele razy chciałam poruszyć ten temat na blogu, może jakoś niedługo, mam też kilka fajnych książek z tej przestrzeni, polecę, może komuś pomogą. Wszystkiego dobrego, dużo zdrowia i siły:)))
OdpowiedzUsuńSuper! Podziwiam Cię i gratuluję odwagi :) A Twojej koleżance również życzę powodzenia. Z chęcią sięgnę po jakąś ciekawą książkę, którą polecisz.
UsuńPozdrawiam!
kochana bardzo ciekawy post, dla mnie największym szczęściem jest uśmiech mojego synka, a prasowanie to kocham tak samo jak Ty:) pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńAnty-prasowaczki wszystkich narodów! Łączcie się!
UsuńNie będę analizować, jaką kto jest matką i dlaczego, choć "z wieku i urzędu" miałabym do pokazania parę ciekawych przykładów :) Odniosę się do innej sprawy - do równouprawnienia. Od lat mówię, że równouprawnienie to przede wszystkim możliwość wyboru, wyboru tego, kim się chce być i jak się w życiu realizować bez presji otoczenia, że tego czy tamtego nie wypada lub wręcz nie można robić, ze względu na to, kim się jest. Jeśli więc kobieta zajmuje się domem, to nikt nie ma prawa zarzucać jej, że nie pracuje zawodowo, a jeśli np. mężczyzna chce zająć się dzieckiem i robić na drutach, to nie powinien być traktowany z pogardą. Babcie nie mogą być zmuszane do zajmowania się wnukami i siedzenia w domu, tylko dlatego, że niby taka jest rola babci i tak dalej; przykłady z najróżniejszych dziedzin można przytaczać setkami. To tego nie potrafią ludzie pojąć i sądzą, że równouprawnienie, to dla wszystkich po równo: kobiety do kopalni i do wojska, a faceci do kuchni i do żłobka; po 50% tu i tam. A to przecież nie tak. Wolny wybór! To jest podstawa równouprawnienia.
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo mądre słowa! Możliwość wyboru, to komfort, na który mało osób może sobie pozwolić. Tym bardziej trzeba umieć walczyć o swoje marzenia.
UsuńPozdrawiam!
Zgadzam się z Ninką. Równouprawnienie to możliwość wyboru. Wyboru tego w czym ktoś chce się spełniać, co daje mu radość i chęć dalszego działania. Inna sprawa, że często sytuacja ekonomiczna nie pozostawia komuś wyboru co do tego czy chce być w domu z dzieckiem czy tylko "może ściskać fotografię dziecka" w pracy. Ciesz się tą chwilą kiedy dotyk dziecięcej rączki wyzwala w tobie radość, dumę i spełnienie w byciu matką. Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńAno niestety Państwo ma ogromny udział w naszym szczęściu. Nie ma jednak złotego środka, nie wszystkim można dogodzić... Szczerze mówiąc, jakbym urodziła drugie dziecko, to raczej nie skorzystam z rocznego urlopu, właśnie ze względów finansowych. Ale i dlatego, że im później dziecko idzie do żłobka, tym gorzej z jego adaptacją. Co innego z chorobami - te adaptują się w organizmie dziecka baaardzo szybko...
UsuńPozdrawiam!
Mój mąż często bywał sam z dziećmi na szczepieniach, u ortodonty, na różnych zajęciach. Czasami byłam z nimi, czasami nie. Przyczyna jest bardzo prozaiczna - tylko on ma prawo jazdy;) Pozostałe 23 godziny i tak spędzałam z nimi ja;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam obecny czas z moją córką, uwielbiam rozmowy, spacery, odkrywanie świata, słuchanie jej, tłumaczenie. Czas leci szybko, ale marzę by była zawsze moją przyjaciółką. I ja jej.
Mażę o tym, żeby być dla Łucji w przyszłości nie tylko mamą, ale i przyjaciółką właśnie. Życzę tego wszystkim Mamom!
Usuńteraz się tego wstydzę, ale ja miałam wrażenie, będąc w drugiej ciąży i trzymając za rączkę moją prawie czteroletnią córeczkę - że jestem jakąś patologią. taki obraz miałam w głowie :/
OdpowiedzUsuńa teraz... heh, gdyby miała warunki, gdybym miała fajnego partnera - z radością urodziłabym trzecie dziecko :D
dzieci traktuję chyba bardzo partnersko, w sensie, że szanuję ich małą dorosłość, zachęcam do samodzielności, dużo rozmawiam. w domu siedziałam z jednym i drugim, nie pracowałam kiedy były małe. teraz sama chcę się rozwijać i to nie pod względem karierowym, nie, pracuję, bo lubię, bo muszę, ale żebym się tym mega jarała to nie :D ale w kwestii rozwijania przyjaźni, dbania o nie, o rozwój kulturalny - chcę by moje dzieci widziały jak wazni są ludzie. żeby dbały o przyjaźń, miały w miarę otwarty dom. żeby nie siedziały na kompie, żeby wychodziły, żeby poznały teatr. w domu moim króluje muzyka, wieża jest włączona na okrągło. tv rzadko, na jakąś bajkę tylko. moje dzieci takie nieduże ale wiedzą co to jest Depeche Mode albo Beatelsi :D a to rzadkość, uwierz mi:)
daleko mi do idealnej matki, popełniam masę błędów, ale potrafię sobie odpuścić. bo i tak najwazniejsza jest miłość!
ps. co do kwestii żony - tu hehe - nie wypowiem się, bo jako że skoro stałam się z konieczność Samodzielną Matką, no to chyba w roli żony nie zdałam egzaminu hihihih ;)
ps. 2. pozdrawiam i zapraszam na moje Candy z torbą filcową w roli głównej:)
Ha! Ja też chętnie biegałabym za gromadką dzieci, gdybym miała dom z ogrodem i okrągłą sumkę na koncie :) Podziwiam Cię i kibicuję! To bardzo trudne być samotną matką. Ale z tego, co piszesz, Twoim dzieciom niczego nie brakuje i powinnaś być z siebie dumna. My planujemy w przyszłości zabierać Łucję na koncerty, do kina i teatru, na wypady w nieznane, żeby życie nie kończyło się dla niej na grach i portalach społecznościowych. A co do bycia idealną - nie ma ideałów! Ważne jest to, by na błędach się uczyć.
UsuńPowodzenia życzę i pozdrawiam cieplutko!
Pięknie to napisałaś!!
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie "dorosłam" do bycia mamą...
Chcę ale się boję... ale w |Twoich słowach znajduję tyle szczęścia, tyle miłości... że ociupinkę zazdroszczę - tej małej rączki na twarzy...
Zagalopowałyśmy się w dążeniu do doskonałości, perfekcjonizmu... w feministycznym pędzie do bycia superwoman ;-)))
a przecież... jesteśmy tylko ludźmi ;-))) ( w tym lepszym, piękniejszym wydaniu)
Uściski poranne zasyłam i... tej radości i szczęścia zyczę - każdego dnia - pomimo zmęczenia ;-)))
Dziękuję! Co do strachu, to wierz mi, że ja się macierzyństwa bałam, jak niczego innego w życiu! Ale strach ma wielkie oczy. Nie ma co zazdrościć - bierz się do roboty :D
UsuńRównież ślę moc uścisków!
świetny tekst, dający do myślenia
OdpowiedzUsuńDziękuję! Cieszę się, że moje nocne przemyślenia skłaniają do refleksji :)
UsuńPozdrawiam!
Hmmm chyba nie ma ludzi idealnych ale wiem jedno zawsze jestem sobą. Prostym językiem napisałaś, że kochasz to co robisz, lubisz być sobą i doceniasz każdy promyk słońca i krople deszczu. Ja uwielbiam być tym co jest potrzebne w danej chwili, chusteczką do otarcia łez, misiem przytulasem,kucharką,sprzątaczką, przyjaciółką i mamą co palcem pogrozi. Lubię działać.. Najważniejsze to zaangażowanie całej rodziny;) pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń