czwartek, 30 października 2014

Kanelbullar


Pisałam Wam niedawno o mojej fascynacji Skandynawią. Sięga ona także na pola literackie i kulinarne. Otóż zaczytuję się w szwedzkich kryminałach (od bestsellerowego „Millenium”, przez serię Asy Larsson, po ostatnio wchłoniętego „Niewidzialnego” Mari Jungstedt). W większości tych książek często była mowa o bułeczkach (lub drożdżówkach -  w zależności od tłumaczenia) cynamonowych. Natchnęło mnie ostatnio i zwróciłam się po pomoc do wujka Google. Zafundował mi taki oto PRZEPIS, który znalazłam na Mirabelkowym blogu. „Nic trudnego!” – pomyślałam.


Pierwszy rzut rozszedł się jeszcze tego samego dnia (i nocy). Swoją drogą zabrałam kilka sztuk na spontaniczną wizytę u sąsiadów. Miło tak posiedzieć i pogadać ze znajomymi, a i dzieciaki się pobawiły. Nie wiem, czy to tylko w Polsce, a może w moim otoczeniu, coraz rzadziej kultywuje się takie właśnie spotkania… Na wsiach jest inaczej, tam zawsze ktoś ma komuś coś do powiedzenia, herbatę do wypicia i ciasto drożdżowe w spiżarni. Ale w mieście każdy goni, a potem, jak ma chwilę, to woli się zaszyć sam w domu. Nie wydaje się Wam, że tak naprawdę nasze społeczeństwo jest dużo bardziej samotne, niż jeszcze 20 lat temu? Kiedyś wystarczyło się spotkać przy herbacie i słonych paluszkach i było super. Przynajmniej tak to zapamiętałam z dzieciństwa, kiedy co weekend rodzice spotykali się ze znajomymi. No w każdym bądź razie poszłyśmy z Łucją do sąsiadów z bułeczkami.


Następnego dnia musiałam robić następną partię. Dwie bułeczki przetrwały dłużej niż 24 godziny, co świadczy niepodważalnie o naszej silnej woli. Jutro znowu planuję wypieki, ale teraz już chyba od razu z podwójnej porcji. No i posiedzą krócej w piekarniku, bo te się odrobinę przypiekły.  Polecam, nie tylko dla wspaniałego smaku, ale i dla aromatu, który unosił się w mieszkaniu na długo po tym, jak popiłam ostatni kęs ostatniej babeczki ciepłym mlekiem. 

niedziela, 26 października 2014

Kuchenka dla Łucji


Miało być w weekend i jest! Udało się! Łucja od kilku dni bawi się swoją nowiutką kuchenką w stylu retro.


Jak już pisałam Wam ostatnim razem, zrobiliśmy ją wspólnie, ja i mój Mąż. Oczywiście musiałam się wspomóc jego sprzętem i zdolnością do obsługiwania go :D. Co prawda zabrałam się na początku za szlifierkę…


…wiertarki już nie tknęłam, bo jednak co mężczyzna, to mężczyzna. Ale po kolei. Naoglądałam się w Internecie pięknych kuchennych mebelków dla dzieci i mnie naszło. Przytargaliśmy więc z mojego rodzinnego domu stary taboret i półkę z szafy, z której Michał wyciął narysowany przeze mnie „fryz”. Ja zabrałam się za stołek. Myślałam, że łatwo będzie go oszlifować, ale kiedyś to chyba inne farby robili… Po nierównej walce ze wspomnianą wyżej szlifierką dałam sobie spokój i pobiegłam do sklepu po specjalny preparat do usuwania farb. Podziałało! Ale środek musiałam nakładać na każdą kolejną warstwę emalii, a były cztery. Potem szlifowanie, „odkornikowanie”, szpachlowanie, kolejne szlifowanie, malowanie i dekupażowanie. W tym momencie na scenę ponownie wkroczył mój Mąż. Połączył taboret z płytą i wkręcił gałki. Pozostała tylko kosmetyka – wieszaczki  i palniki. Za te ostatnie posłużyły mi stare płyty CD. Pomysł ten odgapiłam od Jowi, która o swojej kuchence pisała TUTAJ. Na koniec uszyłam ściereczkę i rękawicę. Na półce stanął koszyczek na wszelkie sprzęty (ze względu na przewidywaną szybką zużywalność jest plastikowy). O garnki, łyżki, kubki, talerze i przekąski zadbały już wcześniej obie Babcie. Bo kto jak kto, ale Babcie to wiedzą, czego ich Cukiereczek potrzebuje.






Kiedy dopięłam całość na ostatni guzik byłam z nas niesamowicie dumna! Pozostał test głównej Użytkowniczki. Nastąpił następnego dnia o 6.03 rano. Łucja zakochała się od pierwszego wejrzenia! Pół godziny bez przerwy mieszała, przekładała i zmieniała garnki. Musicie wiedzieć, ze jak na moje dziecko, to naprawdę sukces, że tak długo potrafiła się na czymś skupić. Tymczasem my z Mężem rozczuliliśmy się ogromnie, bo kosztowało nas to wiele pracy i wysiłku, który się po prostu opłacał! Bo jeśli nasza Córeczka jest szczęśliwa, to my też. Tylko teraz musimy kilka razy dziennie próbować gotowaną przez Łucję zupę (dziś np. już o 5 rano!). Czasami podaje nam ją łyżką, a czasem prosto z garnka. Za każdym razem smakuje wyśmienicie… ta zupa „nic”! 

środa, 22 października 2014

Kartki dla wyjątkowych osób


Ostatnio trochę Wam przynudziłam, więc dziś będzie szybko. No bo i co można pisać o kartkach? Powstały one z myślą o bardzo wyjątkowych osobach. Ostatni mam wrażenie, że w moim życiu są sami wyjątkowi ludzie, ale to może przez fakt, że unikam negatywnych emocji i w każdym staram się dostrzec dobro. Pewnie to naiwne z mojej strony, ale tak po prostu żyje się przyjemniej.
Pierwsza kartka powstała na urodziny Babci Jasi (to babcia mojego Męża, kobieta – dynamit).


Kolejna to część mojej przesyłki dla Szymki z okazji wygranego candy. 


Dwie następne zrobiłam dla Przyjaciół, o których już Wam pisałam. To naprawdę fantastyczni ludzie i bardzo się starałam, żeby trafić w ich gust. 



Last, but not least – kartka dla mojej kochanej Teściowej. Tu starałam się po stokroć, bo wiecie, jak to jest z teściowymi… No po prostu musiało być wyjątkowo!


Tymczasem przygotowujemy z Mężem większy  projekt, oczywiście dla Łucji. To wspaniałe, kiedy robimy coś razem dla naszego dziecka. Może i moglibyśmy kupić, albo poprosić kogoś o sprezentowanie jej tego na zbliżające się, drugie urodziny. Ale jak możemy to zrobić sami, zupełnie po swojemu, wkładając w to mnóstwo pracy i serca, to staje się to po prostu magiczne. Ale o tym napiszę już następnym razem, bo przecież miało być krótko.
Uściski!

niedziela, 19 października 2014

Zainspirowane Północą


Od jakiegoś już czasu ciągnie mnie do Skandynawii. W sensie duchowym, w sensie historycznym, ale też w sensie czysto materialnym. Nie, nie zamierzam wyjeżdżać tam w celach zarobkowych, choć podobno świetnie płacą. Chodzi oczywiście o styl skandynawski w wystroju wnętrz. Neutralne kolory powoli wprowadzam, łazienka już w zasadzie mi pasuje, na kuchnię mam zamysł. Gorzej z sypialnią i salonem, bo kiedy się wprowadzaliśmy miałam zupełnie inny gust oraz bardzo mały portfel. W przyszłym roku planujemy jednak przerobić sypialnię na pokój Łucji, pokój dzienny zyska nową funkcję nocno-sypialnianą. Tak to jest na 50 m2. Generalnie jednak staram się wprowadzać drobne zmiany, choćby w postaci samodzielnie zrobionych dodatków.

Norwegia, wrzesień 2012, fot. Mr. Bluszcz
Do zrobienia girlandy z patyków zainspirował mnie serial Wikingowie, o którym już Wam pisałam. Starałam się znaleźć jakieś potwierdzenie, że tego rodzaju dekoracje faktycznie zdobiły wikińskie domostwa, ale niestety nic nie znalazłam. Zawiedziona stwierdziłam, że to wymysł scenografów. Na tyle jednak mi się spodobał, że sznur zrobiłam sama. Zebrałam kilka gałęzi, okorowałam, pocięłam (ręcznie) oraz wywierciłam otwory (za pomocą ręcznej wiertarki, takiej na okrętkę). Na koniec nawlekłam na sznurek i gotowe! Na razie girlanda wisi przy drzwiach wejściowych i ma długość około pół metra, ale sukcesywnie dodaję po kilka elementów. Warunkiem pozyskania surowca jest dobra pogoda i spacer po lesie. 


Kolejna rzecz, to również wynik mojej fascynacji Skandynawią, konkretnie dawnymi wierzeniami z tych rejonów (zaznaczam, że motywy mam czysto poznawcze). W ostatnim czasie często czytuję archeowieści i natknęłam się niedawno na artykuł o wspaniałym odkryciu – srebrnej figurce bogini Frei. Zainteresowanych oryginalnym wyglądem zabytku odsyłam TU. Ozdoba, prawdopodobnie amulet, została znaleziona na wyspie Fionia w środkowej Danii i pochodzi najpewniej z ok. 800 r. Zainspirowała mnie do stworzenia drewnianej podobizny wikińskiej bogini. Okazało się jednak, że użyłam zbyt kruchego i suchego kawałka drewna i nie wyszło tak, jak chciałam. Nie dało się wydłubać chociażby detali. Jak tylko znajdę odpowiedni materiał, znowu spróbuję.





Na koniec, parafrazując tekst z reklamy, powiem tak: wszyscy mają kocyk, mam i ja! Oczywiście chodzi o dzianinowy pled z popularnego dyskontu. Po początkowych zachwytach zdjęciami i osobistym wymacaniu w sklepie stwierdziłam, że chyba jednak sobie daruję, bo cena nie taka i jakiś taki cienki mi się wydawał. Kiedy jednak w ubiegłym tygodniu zobaczyłam go przecenionego o 30 % nie zastanawiałam się już zbytnio. Niektórym pokusom należy ulegać. Służy mi głównie przy okazji wieczornego oglądania TV i czytania. Za ciepły to on faktycznie nie jest, ale zdecydowanie nadrabia urokiem. 



Miłej niedzieli! 

czwartek, 16 października 2014

Kotek dla Soni


Maskotka, którą Wam dziś pokazuję powstała już dość dawno temu. Poprosił o nią kolega z pracy. Było kilka warunków – miał to być kotek stojący, odpowiedniej wielkości. Miał też mieć wyhaftowany napis, imię właścicielki – Sonia. Powstał więc sobie taki oto zwierzak:




Do zrobienia obróżki wykorzystałam klamrę od starego paska i kawałek lnu. Generalnie im dłużej na niego patrzę, tym mniej mi się podoba. Dlatego tak długo go nie pokazywałam. Może te oczy, które kojarzą mi się z pająkiem… A może asymetryczna głowa... Sama nie wiem. W każdym razie, jaki kot jest, każdy widzi :D Jako ciekawostkę dodam, że to pierwszy z moich wytworków, który poleciał do USA. Bluszcz zaczyna oplatać kontynenty! 
Wirtualne buziaki dla wszystkich!

poniedziałek, 13 października 2014

To, co tygryski lubią najbardziej


Co to takiego? Nutella oczywiście! Osobiście ją uwielbiam, ale ostatnio nie kupujemy jej ze względu na Łucję. Solidaryzujemy się z naszym alergikiem (ale czekoladę już jemy wieczorami po kryjomu, łobuzy z nas, wiem...). Ale są dzieci, które ten pyszny krem pochłaniają w ilościach iście hurtowych. Tak jak córka mojej koleżanki Agnieszki. Kiedyś Aga pytała mnie gdzie można znaleźć coś z nutellą, wisiorek, albo kolczyki. Podałam jej adresy kilku sklepów w necie, ale wiecie, jak to ze mną jest. Musiałam spróbować zrobić coś sama. No i powstał brelok. Zrobiłam go ze starej buteleczki po lekach, kilku drobiazgów i modeliny (nakrętka i zawieszka w postaci małej kanapki). Etykieta oczywiście zaczerpnięta z nieprzebranych googlowych źródeł. 



Na koniec przypominam Wam o małym Kubie, o którym pisałam ostatnio, a który potrzebuje naszej pomocy. Jednocześnie dziękuję tym, którzy już pomogli temu małemu dzielnemu Chłopcu!

Miłej i spokojnej nocy Wam życzę!

czwartek, 9 października 2014

Pomoc dla Kuby

Dziś chciałam Was prosić o pomoc dla małego Kuby. Bardzo jej potrzebuje. Wszystkiego dowiecie się z linka do fb. Nie znam go osobiście, ale Mały mieszka całkiem blisko mnie i jest w wieku zbliżonym do Łucji, co mnie jeszcze bardziej motywuje do tego, by mu pomóc. Każda złotówka się liczy! Całego świata nie zbawimy, ale świat tego dzielnego Małego Chłopca możemy odmienić!

Zdjęcie z facebooke'owego konta Kuby


Kubuś Glapiński

https://www.facebook.com/PomocDlaKubusiaZNowotwormNeuroblastoma

Fundacja ISKIERKA na rzecz dzieci z chorobą nowotworową

ING Bank Śląski nr konta: 75 1050 0099 6781 1000 1000 0402

Tytułem: Jakub Glapiński

wtorek, 7 października 2014

Karteczkowej historii ciąg dalszy


Nawet nie wiem kiedy minął tydzień od ostatniego wpisu? Siedem dni? Jak to możliwe? Ale jednak. Kalendarz nie kłamie… Cały czas mam rozłożone graty do robienia kartek, ale z 12 zaplanowanych zrobiłam tylko 3. Reszta czeka na natchnienie. Koniec końców dziś pokażę Wam kartki zrobione już jakiś czas temu dla Mamy, Siostry, koleżanek w pracy i wreszcie – dla małego Franka.








Miłego wieczoru Wam życzę!

środa, 1 października 2014

Wyniki jesiennego candy


Wybaczcie mi, ale będzie dziś króciutko, bo jakaś taka nie do życia jestem, wszystko mnie boli, a w dodatku na zrobienie czeka kilka kartek. Nie będzie dziś zatem mojej cudownej Maszyny Losującej (bo śpi) i choć losy były już praktycznie przygotowane, to posłużę się jednak maszyną internetową.
Chęć udziału w zabawie wyraziły 36 osoby. Dwie osoby nie spełniły wymagań (nie zamieściły banerka na swoim blogu). Zatem losowanie odbyło się spośród 34 zgłoszeń. 


Uwaga, uwaga!
Zestaw szyciowy w postaci pudełeczka, serduszka i wielu innych drobiazgów otrzymuje:

SZYMKA A

Gratuluję i proszę o adres do wysyłki :D

Dziękuję wszystkim za zabawę. Już nie mogę się doczekać pakowania wszystkiego, co przygotowałam!
Pozdrawiam i dobrej nocy życzę!