Od jakiegoś czasu oglądam na Waszych blogach łapacze snów. Bardzo mi się ta ozdoba podobała już w dzieciństwie, kiedy widziałam ją w książkach o Indianach. Postanowiłam zrobić sobie taki z wełnianej serwetki. Wisi to sobie w przedpokoju, ale średnio się nadaje na pokazanie tutaj. Za to dla Łucji postarałam się już o ładniejszy. Samo koło zrobione jest z gałązek wierzby, środek ze sznurka, a całości dopełniają drewniane koraliki i piórka zebrane na osiedlu i w parku. W centrum, zgodnie z zaleceniami Czirokezów, wszyłam szklany paciorek, który pełni dodatkową ochronę.
Zadanie takiego łapacza jest jedno - przesiewać sny, zatrzymywać te złe. Spływają one po piórach wraz z nadchodzącym świtem. Amulety te wieszano nie tylko nad łóżkiem, ale i przy drzwiach, czy w oknach. Ten należący do Łucji umieściłam obok okna. Oczywiście to tylko ozdoba, ale wygląda ślicznie i daje nadzieję na to, że moja córeczka będzie śniła tylko o misiach, pieskach, przytulaskach i ciasteczkach. Marzy mi się tatuaż na plecach właśnie z motywem łapacza snów. Może kolejny będzie właśnie taki... A propos snu, to wybaczcie, że się nie będę rozpisywać, ale mięciutka pościel już kusi i wzywa. Przesyłam wszystkim moc uścisków!
bardzo ładny :) taki naturalny :)
OdpowiedzUsuńco do tatuażu z łapaczem jak mam plan i wstępny projekt na uda :)
Taki łapacz to na pewno nie przepuści koszmarów! Fajnie Ci wyszedł.
OdpowiedzUsuńMasz piękne to małe zdjęcie profikowe, wyszłaś bardzo ładnie!!!!!!!!
Bardzo lubię łapacze snów!:) Z takim łapaczem Twoja córeczka będzie miała same dobre sny!:)
OdpowiedzUsuń