Korzystając z ostatnich zapewne
tak ciepłych i słonecznych dni września (dziś leje jak z cebra) wybraliśmy się
wczoraj do Biskupina. Chyba każdy z nas pamięta to miejsce z lekcji historii i
szkolnych wycieczek (a kto nie pamięta – odsyłam do cioci Wiki i do strony muzeum). Dobiega tam końca Festyn Archeologiczny. Dla mnie to takie miejsce
kultu troszkę, coś jak Częstochowa. Uważam bowiem, że każdy z nas powinien choć
raz w życiu odbyć swoistą pielgrzymkę do osady, w której rodziła się nasza
historia. Ciekawe ile jeszcze takich grodów leży pogrzebanych pod grubą warstwą
ziemi… Najlepsze w Biskupinie jest to, że się rozwija, ciągle coś się dzieje.
Nawet wszechobecna komercja, która bije po oczach np. na Grunwaldzie (czyt.
np. plastikowe miecze) tu jest
niewidoczna, choć wiem, że to tylko świetny kamuflaż. Dla mnie jednak to bardzo
ważne. Widzę, że przez ostatnich kilka lat wiele się w tej kwestii zmieniło.
Dla mnie wczorajszy dzień był świętem – spędziłam go z Michałem i Łucją. Razem
cieszyliśmy się słońcem, dobrym jedzeniem i energią tego wyjątkowego miejsca
(choć Lucek oczywiście najbardziej gustował w zwierzątkach i schodach… - Co
pamiętasz z Biskupina, Skarbie? – Schody!). Oczywiście było to też jedno
wielkie święto rękodzielnictwa, czy też może rzemieślnictwa – snycerze,
bursztyniarze, garncarze, powroźnicy, kowale, plecionkarze. Obserwując było mi
trochę głupio, że swoje wytwory śmiem nazywać rękodziełem (choć czysto
logicznie rzecz biorąc, tak właśnie jest). Zakochałam się w moich nowych
kolczykach z bursztynem (prezent od Męża), zakochałam się w muzyce tworzonej
przez jakże urodziwe dziewoje, zakochałam się w ogniu płonącym w piecach i na
paleniskach. Podziwiałam mężnego Wikinga, wczesnośredniowieczne zbroje i ludzi,
którzy z archeologii eksperymentalnej uczynili sposób na życie. Ale nie będę
już przeciągać, bo mogłabym dziś pisać, jak natchniona! Zapraszam na
subiektywną wycieczkę po Biskupinie – zobaczcie to cudowne miejsce moimi
oczyma.
Pierwsze zdjęcie zrobione przez Łucję (ja trzymałam aparat, ona nacisnęła guzik) |
muszę na wiosnę jechać!
OdpowiedzUsuńostatnio w Biskupinie byłam na początku podstawówki i widzę że "trochę" się tam zmieniło ;)
ja byłam - polecam:)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia bo nie widać tego tlumu. Byłam w ubiegłym roku i lubię tam wracać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńz pewnością jeszcze raz kiedyś odwiedzę Biskupin, pamiętam że bardzo mi sie podobało a Twoje zdjecia przywowały różne wspomnienia. Łucja zrobiła pierwsze zdjęcie? super jej wyszła tzw. równia pochyla :) ściskam Was, papa
OdpowiedzUsuńRewelacja! Cudownie, że przypomniałaś nam wszystkim o Biskupinie :-) Tyle razy tamtędy przejeżdżam, gdy zasuwam do kuzynki nad morze. Muszę za którymś razem zatrzymać się na dłużej w Biskupinie :-) Łucja połknie bakcyla fotoreporterskiego, jak mama :-)
OdpowiedzUsuńpiękne fotki :-)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale jeszcze nie byłam w Biskupinie, bardzo mym chciała zobaczyć to miejsce, fotki jak zwykle piękne:)))
OdpowiedzUsuńByłam w zeszłym roku w Biskupinie (zdjęcia u mnie na blogu) ale wtedy nie było festynu, ognia, w piecach się nie paliło...szkoda. Za to u Ciebie mogę sobie dooglądać to co mnie ominęło:)
OdpowiedzUsuńnigdy w życiu tam nie byłam, ale pewnie podobałoby mi się:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń