Na zielonej łące pasą się zające
Kiedy na święta dostałam książkę o różnych technikach rękodzielniczych i zobaczyłam w niej koszyk z wikliny, stwierdziłam, że to doskonały pomysł, by spróbować zrobić coś, w czym mistrzem niemal był mój Tata. Kiedyś już, o
TUTAJ, pokazywałam jego prace. Pamiętam, jaka Mama była nieraz zła, gdy w kuchni walało się mnóstwo gałązek, z których powstawały wspaniałe kobiałki. Marzyłam o tym, by umieć wyplatać i często przyglądałam się, z jaką precyzją Tata przekłada kolejne witki między prętami. Kiedy zobaczyłam koszyk w książce, nie było odwrotu.
Pewnej cieplejszej niedzieli pojechaliśmy więc do mojego rodzinnego domu. Tuż obok wejścia stoi ogromna wierzba, którą lata temu przyniosłyśmy z Siostrą z bagien i posadziłyśmy na podwórku. Co roku Tata obcinał ją tuż przy pniu i z pozyskanego materiału plótł kosze. A wierzba odrastała coraz większa i coraz piękniejsza. Ja potrzebowałam witek na jeden koszyk, więc nie ucięłam ich dużo. Zgodnie z instrukcją w książce zamoczyłam je w wannie na noc. Potem leżały sobie zawinięte w mokry ręcznik. Zrobiłam szablon z kartonu, poprzycinałam gałązki i w jeden wieczór powstał koszyk w kształcie łódeczki. Za kilka dni kolejny, mniejszy. Wiedziałam, że wykorzystam je przy moich wielkanocnych poczynaniach.
Trochę przytarganego z lasu mchu w kolorze pięknej, głębokiej zieleni. Do tego maleńkie, styropianowe jajeczka, dwa króliczki, które dostałam od Ilony, trochę szarego lnu i sznurka, ciepły klej i stroik gotowy! Pamiętać należy, by koszyk wyłożyć folią i dopiero na nią położyć mech. Można wtedy go trochę zwilżać, by nie usechł zbyt szybko i nie osypywał się na stół. Mniejszy koszyczek posłużył jako stojak do jajek, lecz pewnie jeszcze zmieni zastosowanie. Przy okazji muszę Wam powiedzieć, że dawno żadna praca nie sprawiła mi takiej satysfakcji. Może akurat będę kontynuować wyplatanie i przekażę wiedzę i doświadczenie Łucji tak, by wikliniarstwo stało się naszą rodzinną tradycją? Eh, gdyby tak jeszcze mieć miejsce na te wszystkie gałęzie, korzenie, czy z czego tam jeszcze można pleść. Może pokuszę się o papierową wiklinę, dopóki drzewa nie będę gotowe na następne obcinanie...
|
Źródło: www.filmweb.pl |
Tymczasem chciałam Was zapytać o wrażenia po obejrzeniu pewnego polskiego filmu. Chodzi o "Drogówkę". Film sprzed kilku już lat, ale ja miałam okazję obejrzeć go dopiero wczoraj. Zrobił na mnie duże wrażenie. Sposób reżyserii, ujęcia z kamer w telefonach, czy z monitoringu. Sceny wyrwane z kontekstu, intryga... Nie będę tu pisać o wrażeniach estetycznych, ale film na prawdę dobry i mocny. Kolejna, cholernie dobra rola Bartka Topy. A wy oglądaliście? Podobało się Wam?