Święta co raz bliżej... W tym
roku wcześniej niż zwykle postanowiliśmy ubrać choinkę. Następnym razem na pewno Wam
wszystko pokażę. W pracy też już od kilku dni panuje świąteczna atmosfera.
Przynajmniej w naszym pokoju.
Nie wiem, czy już Wam kiedyś pisałam, ale biuro
dzielę z dwoma informatykami. No właśnie, to wcale nie biuro, a magazyn sprzętu
komputerowego! Nie winię moich kolegów, w końcu to tylko mężczyźni... Dla nich
zamiast lampek mogły by migać diody w stacji dysków (choć muszę Wam powiedzieć,
że to nie są stereotypowi informatycy, ot całkiem normalni ludzie... :D
dlatego, nawet jak któryś się dowie, co tu napisałam, to na pewno nie będą mi
tego mieli za złe, prawda chłopcy?). W tym roku postarałam się, aby świecidełka
odciągnęły choć trochę uwagi od wszechobecnego, oczywiście twórczego nieładu.
Przytargałam z domu trochę bombek i łańcuch i powstała taka oto dekoracja:
Niestety fotki robiłam telefonem, więc przepraszam za jakość.
Powstały też kolejne bombki, tym razem dla wielbicielki brokatu, kibica
Barcelony oraz ich rodziców.
Muszę się Wam przyznać, że z dekupażem
mi ostatnio nie po drodze. Znudził mi się. Wolę minimalistyczny transfer
zamiast kolorowych kwiatków itp. Widać to niestety w moich tegorocznych
bombkach. Za nic w świecie nie mogę się zmusić do wymyślenie czegoś
oryginalnego i niebanalnego. Wszystko jest takie... odtwórcze. No i brak mi
staranności. Może dlatego, że maluję przeważnie dopiero kiedy Łucja zaśnie, a
wtedy jestem już bardzo zmęczona. A może nie wkładam już w swoją pracę tyle
serca, co kiedyś? Stawiam jednak na zmęczenie tą techniką, bo przecież
krowy wychodzą mi całkiem niezłe. Ostatnio jedynie miałam już taką zaćmę w
głowie, że przyszyłam jedną nogę w dobrą stronę, a drugą odwrotnie. No i
rzuciłam to w cholerę i poszłam ochłonąć, a mój kochany Mąż w tym czasie wypruł
to nieszczęsne kopytko i mogłam zabrać się do pracy jeszcze raz, na spokojnie.
Kończę na dziś i lecę spać, choć jest dość wcześnie :) Trzymajcie się cieplutko
i miłego tygodnia!