wtorek, 31 maja 2016

"Jeden z nas. Opowieść o Norwegii"

Postanowiłam sobie, że w tym roku będę czytać więcej książek.  6 już przeczytałam. Dwie aktualnie czytam. Myślę, że przy moim trybie pracy i życia to dobry wynik. Sami dobrze wiecie, że zdarza się nam czytać książki lepsze i gorsze. Do niektórych wstyd się przyznać. Że nie wspomnę, że wstydzić powinni  się autorzy, że coś takiego popełnili. Ale cóż, jest popyt, jest i podaż. 


Wśród tych sześciu książek przeczytanych w tym roku jest jeden taki gniot. Ale jest i jedna z ważniejszych książek, jakie w życiu przeczytałam. Lekturę tą pożyczyła mi koleżanka. Oczywiście tematyka mnie zainteresowała, choć  to zupełnie coś innego, niż książki, które czytałam do tej pory. To „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii”  Asne Seierstad. Głównym bohaterem, czy też antybohaterem tej wstrząsającej pozycji jest Anders Behring Breivik, morderca z Utoi. Autorka to natomiast dziennikarka, którą poproszono o napisanie artykułu, najpierw o masakrze z 22 lipca 2011 roku, a następnie relacji z procesu ABB. Obecność na Sali sądowej podczas trwającego 10 tygodni osądu  wstrząsnęła nią do tego stopnia, że postanowiła opowiedzieć  tą historię od początku, w bardzo szerokim kontekście kulturowo-politycznym. 
Pierwsze strony to opis kilku minut z feralnego popołudnia na młodzieżowym zjeździe Partii Pracy. Dalej poznajemy małego Andersa – dziecko samotne, zdezorientowane, mające niezrównoważoną matkę, wychowujące się bez ojca, z czasem lubiące się znęcać nad słabszymi. Czyż nie w podobny sposób opisywani są seryjni zabójcy? Dorastał osadzony w typowej społeczności wielkiego miasta – Oslo. Ciągle próbował dopasować się do jakiejś grupy, był pedantyczny, starał się być we wszystkim najlepszy. Ale rozrośnięte ego prawie nigdy nie szło w parze z umiejętnościami, przede wszystkim tymi społecznymi.  Nie uważam jednak, że to tylko geny i złe wychowanie, to także wpływ środowisk, odrzucenie, z jakim się ciągle spotykał, doprowadziły do tego, kim się stał. 
Równocześnie z Breivikiem poznajemy ambitnego, zdolnego i przystojnego chłopaka – Simona oraz jego przyjaciół, Andersa i Vilijara. Poznajemy też historię rodziny uchodźców, Bano, Larę, ich brata i ich rodziców. Losy ich wszystkich splotły się tamtego lipcowego popołudnia. Może to celowe granie na emocjach – choć wydaje mi się, że książka jest niezwykle, jak na okoliczności, obiektywna, ale przez te ponad 500 stron czytelnik może pokochać opisywanych młodych ludzi i jednocześnie znienawidzić Breivika i jego matkę. Tak, jako matka uważam, że Venche nie pozostała bez winy. 
Jak to się stało, że multikulturowa Norwegia stała się świadkiem takiej tragedii? Jak to się stało, że ABB mógł przygotować tak niszczycielski plan i nikt niczego nie zauważył? Jak to się stało, że akcja policji była tak nieskoordynowana, tak pełna błędów, pomyłek i nieszczęśliwych zbiegów okoliczności? Czy Norwegowie faktycznie byli tak naiwni? Dlaczego, pomimo zgłoszeń podejrzanego tuż po wybuchu w Oslo nie zamknięto dróg, zlekceważono procedury? Czy można było zapobiec tej tragedii? Dlaczego policja nie poniosła konsekwencji? Wiedzieliście, że Breivik dwa razy dzwonił z wyspy, że chce się poddać? Wobec bezczynności służb zabił jeszcze ponad 30 osób. 
Zdarza mi się płakać na filmach, czytając też nieraz poleci mi kilka łez. Ale wczoraj dosłownie nie mogłam się powstrzymać, tekst rozmazywał mi się przed oczami. Może to przez świadomość, że to wszystko stało się naprawdę. Może to dlatego, że obok bawiła się Łucja, a ja nie wyobrażam sobie jej stracić. Musiałam co chwila zostawiać lekturę. O samym procesie czytałam już po tym, jak Łucja poszła spać. Musiałam zrobić sobie mocnego drinka, żeby przez to przebrnąć. Złość mnie ogarnia na samą myśl o tym, jak Norwegowie traktowali tego potwora, jacy są pełni zrozumienia i kurtuazji nawet w obliczu mordercy.  Skończyłam późno w nocy i od razu przypomniała mi się kontrowersyjna reklama jednego z niemieckich koncernów samochodowych o małym Hitlerze… A zaraz potem nasunęła mi się refleksja, żebyśmy dawali naszym dzieciom jak najwięcej miłości, żeby nigdy nie czuły się odrzucone, żebyśmy nie przenosili na nie naszych małych i dużych paranoi i ambicji, żeby mogły żyć swoim własnym życiem.

Nad całą wyspą rozbrzmiewały przeróżne dźwięki. Początek jakiejś symfonii, piosenka Biebera, melodia z Rodziny Soprano albo po prostu standardowe dzwonki. Wiele telefonów było wyciszonych, bo ich właściciele próbowali się ukrywać i nie chcieli, żeby dźwięk ich zdradził. Te aparaty tylko świeciły w ciemności. Niektóre pod kocem, w jakiejś kieszeni, w zesztywniałej dłoni. Tych telefonów miał nikt nigdy nie odebrać. Jedynie wyznaczeni do czuwania przy zmarłych słyszeli melodyjki i widzieli rozjaśniające się raz po raz ekrany. Mama Mama Mama Mama. (A. Seierstad, Jeden z nas. Opowieść o Norwegii, s.382)

„Jeden z nas” to książka nie tylko o żmii, którą Norwegia wychowała na własnej piersi, to opowieść o tych wszystkich 77 ofiarach, które też były jednymi z nich. Z nas, bo ta tragedia mogła się wydarzyć wszędzie.  
Książka ta jest dla mnie tym bardziej wstrząsająca, że rok temu byliśmy w Norwegii. Zderzenie społeczeństwa opisanego w książce z tym, co sami widzieliśmy, jest zdumiewające. Zdałam sobie sprawę, że miałam typowe objawy zakochania w tym kraju – widziałam jedynie zalety, żadnych wad. Z chęcią pojechałabym tam jeszcze raz, na dłużej, do większego miasta, by poznać nie tylko walory turystyczne, ale przede wszystkim ludzi. Bo naród jest tym, co stanowi o potędze kraju. A naród postawiony wobec tragedii staje się jeszcze silniejszy. Nie interesuje mnie polityka, że to był zjazd partii lewicowej, że Breivik reprezentuje skrajny konserwatyzm. To nie o politykę chodzi, tylko o ludzi – młodych, chcących coś zmienić. Może właśnie w swoim ostatnim dniu, oddając życie, coś zmienili… Bardzo chcę wierzyć w to, że ich śmierć nie poszła na marne. Jeśli chcecie zrozumieć, co się wtedy wydarzyło, jeśli chcecie spróbować dowiedzieć się dlaczego, jeśli macie mocne nerwy, to polecam Wam tą książkę. 





sobota, 28 maja 2016

Kuchenne prezenty

Witam Was wyjątkowo chłodno (co by trochę odetchnąć od upału za oknem). Za chwilkę wybieramy się na miasto, bo atrakcji jest w ten weekend wyjątkowo dużo. Jako że wieczorami padam totalnie, to wrzucam nowości już teraz. No, może nie aż takie nowości, jakby się mogło zdawać, bo dostałam je w okresie urodzinowym.
Na początek jednak mała zapowiedź nadchodzących prac:


Na pierwszy ogień idą cudowne szklanko-butelki ze słomką. Dostałam je od mojej Siostry. Są idealne na orzeźwiające napoje. Wczoraj podałam w nich koktajl (awokado, kiwi, banany, kilka listków bazylii i mleko sojowe), dziś natomiast mrożoną kawę. Na dodatek komplet butelek umieszczony jest w metalowym koszyczku, więc nie dość, że to naczynia bardzo poręczne, to jeszcze ładnie wyglądają.




Kolejna rzecz, to koszyk, który moja serdeczna koleżanka, Agnieszka, przywiozła dla mnie z Holandii. Doszłyśmy do wniosku, że pewnie służył do zbierania jajek. Ja w nim trzymam cebulę. Ale w wyobraźni już się widzę w zwiewnej białej sukience, jak rano biegam po ogrodzie i do kurnika, właśnie z tym koszyczkiem. Niczym Zosia z Pana Tadeusza!




Jako ostatnie chciałam Wam pokazać puszki, które idealnie wkomponowały się w moją kuchnię, dzięki swoim kropkom i paskom. Dostałam je od mojej szwagierki, Marty. Trzeba było dorobić półkę, żebym mogła je wyeksponować. Przy okazji znalazło się też miejsce na mój nowy kubek z zakrętką. 


Przypominam też o moim majowym candy. Zapisy do końca maja!


czwartek, 26 maja 2016

Z okazji Dnia Mamy!

Mojej najwspanialszej Mamie Grażynie, Mamie mojego Męża, Jadzi, która jest także i moją kochaną Mamą, a także naszym Mamom Chrzestnym, Cioci Teresie i Cioci Irence oraz wszystkim Mamom z okazji ich święta życzę dużo radości i miłości, słoneczka na co dzień, nieskończonych pokładów cierpliwości i niezliczonych powodów do dumy ze swoich dzieci! I jeszcze słowa ogromnych podziękowań - za to po prostu, że jesteście! 







czwartek, 19 maja 2016

Łapacz snów i książka godna polecenia


Spodobało mi się robienie łapaczy snów. Mojemu Mężowi też. Dlatego poprosił mnie, bym zrobiła jeden dla jego koleżanki z pracy. Długo się za niego zabierałam, ale podczas wypadu do Parku Miejskiego nazbierałyśmy z Łucją dużo piór. Była to niezaprzeczalna motywacja. Do tego serwetka, kółko od tamborka, koraliki i trochę tasiemek. Łapacz snów gotowy. Podoba mi się, bo znowu jest inny. Co Wy na to?




Muszę się Wam przyznać, że na ostatnie kilka dni przepadłam! Czytałam książkę - Co nas nie zabije Lagercrantza. Jest to kontynuacja kultowej sagi Millenium Stiega Larssona. Miałam wiele obaw związanych z tą lekturą. Nie byłam pewna, czy nowy autor udźwignie odpowiedzialność. Czy zdoła odtworzyć ten niesamowity klimat. Kiedy czytałam Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet i kolejne części, bardzo przywiązałam się do bohaterów. Nie zdarza mi się często aż tak "wsiąknąć" w historię. Tym razem poczułam niesamowitą więź, zarówno z Lisbeth Salander, jak i Mikaelem Blomkvistem. Ich dziwna relacja - miłość, przyjaźń, lojalność, namiętność... - sama nie wiem, które słowo najlepiej opisuje łączącą ich więź - jest hipnotyzująca dla czytelnika. Kiedy sagę odłożyłam na półkę, poczułam się, jakbym straciła przyjaciół (wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak to jest na prawdę...). Kiedy opublikowano książkę Lagercranza miałam obawy, że moi przyjaciele nie są już tymi samymi ludźmi. Że w pogoni za pieniądzem zmienili się, a ich zachowanie kształtuje podaż i popyt czytelniczego rynku. Bardzo się jednak myliłam. Kiedy zaczęłam czytać, historia wkręciła mnie bez reszty! Dopiero gdzieś w połowie zdałam sobie sprawę, że hej! to jednak nie Larsson napisał. A ja praktycznie nie czułam różnicy w stylu. Dla autora to niekoniecznie dobrze - dla opowieści jak najbardziej. Z czasem jednak można wyłapać niuanse. W pewnym momencie miałam wrażenie, że ktoś tu mocno naciąga rzeczywistość, ale ogólnie wyszło na duży plus. Muszę Wam się przyznać, że świat informatyki, tej zaawansowanej, świat wirtualny, świat czarnego internetu, do którego mają dostęp jedynie wtajemniczeni, bardzo mnie pociąga. Nie treścią, a formą i zaawansowaniem. Jest mroczny, pełen zaszyfrowanych informacji, liczb pierwszych i krzywych eliptycznych. To niesamowite, jak ogromne możliwości mają nie tylko komputery, ale ludzie, którzy nimi strują! Czy możliwe jest, by kiedyś było odwrotnie? Oczywiste też w kontekście książki jest pytanie, jak bardzo jesteśmy inwigilowaniu przez władzę, jaki rzeczywiście zasięg ta władza posiada i czy żyjemy w świecie demokratycznym, czy może to jakiś chory totalitaryzm w masce demokracji i z laptopem w ręku. I wreszcie jeszcze świat dzieci chorych - autystycznych i z zespołem Aspergera. Nie miałam nigdy do czynienia z takimi dziećmi osobiście, a trudno w tym przypadku czerpać wiedzę jedynie z książek i od razu uważać się za znawcę. Myślę jednak, że wiele rodziców takich dzieci postrzega je za ciężar, myślą, że to za karę. Takie dzieci wymagają niesamowitej uwagi i poświęceń. Ale świat tych dzieci jest tak inny od naszego! Tak pełen sprzeczności - piękny i przerażający zarazem! Nie umiem się ustosunkować do tego. Wymagałoby to ogromnej pracy i wiedzy, ale wydaje mi się, że praca z dziećmi autystycznymi, z sawantami (odsyłam do Wikipedii), to coś, co można porównać z wyprawą w kosmos, w inne czasoprzestrzenie. Dlatego książka tak mnie zafascynowała. Mimo tego, że wiele z pojęć (cholera, niemal wszystkie!) były dla mnie średnio lub wcale zrozumiałe, jak choćby to, że mnożenie liczb pierwszych jest w miarę łatwe, ale odwrócenie tego procesu już niekoniecznie, to jestem niesamowicie poruszona tym, że mogłam kawałek tej matematycznej magii zobaczyć i poznać. W dodatku moi starzy znajomi - Lisbeth i Mikael, także nie zawiedli. Na koniec wisienka na torcie wyglądająca na bardo smaczną, lecz z jej skosztowaniem należy poczekać do kolejnej części. Lub - w najgorszym przypadku - wyobrazić sobie jedynie jej smak. Dla takich zakończeń, jak to, warto było czytać Co nas nie zabije. Choć uważam, że Larsson napisałby je zupełnie inaczej... 

poniedziałek, 16 maja 2016

Pudełko komunijne plus usprawiedliwienie

Witajcie Kochani!
Na początek usprawiedliwienie nieobecności - zawitała do nas moja Siostra ze swoim Narzeczonym. Czas, który zwykle poświęcałam na blogowanie wypełniły mi w minionym tygodniu rozmowy, zakupy i inne rozrywki, a przede wszystkim robienie zaproszeń na ich zbliżający się wielkimi krokami ślub. Eh, wspaniale było w salonie sukien ślubnych. Cudowna była wczorajsza wycieczka do wrocławskiego zoo. Na dodatek Łucja - radosna i szczęśliwa, jak zawsze, kiedy widzi swoją ukochaną Ciocię i Wujka - aż miło było patrzeć! Mam nadzieję, że mi wybaczycie, że Was zaniedbałam. 
Ale już wracam! Tym razem z pudełkami na komunię. W końcu sezon komunijny w pełni. Pudełka są z cieniutkiej sklejki. Kupiłam je dobre dwa lata temu razem z serwetkami do dekupażu. Przeleżały swoje w szafie. Aż naszła mnie wena i je wreszcie skończyłam dodając koronki, kwiatki i konturówkę. Służyć mogą nie tylko jako opakowanie prezentu - zegarka, łańcuszka, czy po prostu pieniędzy. Przede wszystkim można w nich później schować komunijne dewocjonalia - książeczkę, czy różaniec. 









A swoją drogą daje się jeszcze w prezencie zegarki i łańcuszki? Jakie macie doświadczenia w tym zakresie? Jaki najdziwniejszy prezent dany dziecku z okazji komunii widzieliście?

Zapraszam także do mojego majowego candy! Zapisy do końca maja!


czwartek, 5 maja 2016

Kolejne majowe candy

Hej! Hej! 
Z opóźnieniem totalnym, bo w końcu już prawie 6 maja, zapraszam Was do mojego tradycyjnego już majowego candy. Do wygrania będą głownie 3 rzeczy: notes, kubek w kropki oraz książka Handmade Home. More than 25 georgeous ideas for the home. Książka co prawda jest w języku angielskim, ale to dziś chyba nie problem... Poza tym obrazki doskonale przedstawiają, co należy robić. Znajdziecie tu wiele wspaniałych pomysłów na proste i/lub efektowne DIY - świczki, poduszki, notesy. Na końcu znajdują się formy, wykroje i wzory do projektów pokazanych w książce. Oczywiście dorzucę jakieś słodkości i inne drobiazgi. 








Zasady jak zawsze:
1. Zostaw komentarz pod postem wyrażający chęć udziału w zabawie. 
2. Zamieść na swoim blogu podlinkowany baner do candy.
3. Czekaj na losowanie.
4. Oczywiście miło mi będzie, jeśli zostaniesz Obserwatorem mojego bloga (zapraszam też na profil na fb)
5. Osoby anonimowe mogą brać udział - proszę o pozostawienie maila. 
6. Cukierasy wysyłam na terenie Polski. Zagraniczni Goście mile widziani, byleby mieli jakiś adres do wysyłki w kraju. 
7. Zabawa trwa do końca maja. Ze względu na różne zawirowania i plany na początku czerwca zastrzegam sobie prawo do losowania w terminie do 5 czerwca.

Zapraszam Wszystkich chętnych do zabawy!