środa, 27 lutego 2013

Lekarstwo na smutki


Nie, żebym jakiegoś potrzebowała. Nawet nie mam czasu i siły się smucić! Po prostu pewnego razu przeglądałam moje zapasy naprasowanek i wpadła mi w ręce czaszka. W ręce – czaszka, a do głowy – pomysł. Miałam w zanadrzu buteleczkę po amolu, więc dalejże do roboty! Nałożyłam na butelkę podkład, potem białą farbę akrylową i zabrałam się za szycie. Kawałki lnu pozszywałam lnianą grubą nicią, dodałam naprasowanki i gotowe!

Na butelce widnieje napis „lekarstwo na smutki” w języku francuskim. Je bois z etykietki oznacza „wypij mnie”. Myślę co prawda, że teściowej to bym tej buteleczki nie dała, nawet jeśli zawierałaby najlepszą spośród wszystkich nalewek mojego Męża. Ale znająca się na żartach przyjaciółka, to co innego. Co jednak jeśli przyjaciółka woli język włoski… Ano nowa butelka, tym razem po… no właściwie, to nie pamiętam po czym. Do tego ulubiony kolor Kasi – błękit. Czaszki już nie miałam, naprasowałam więc zegarek. Hasło wrzuciłam w translator. Swoją drogą, wie któraś z Was, jakby było „wypij mnie” po włosku? Wyszło coś takiego:


Jeszcze tylko naleweczka do środeczka i prezent gotowy. Kasiula była zachwycona. I ja też, widząc jej uśmiech. Chyba naprawdę butelka okazała się mieć leczniczy charakter.



niedziela, 24 lutego 2013

Zabawa i jeszcze więcej prezentów


Zostałam zaproszona do zabawy przez Avreę. Oto więc kilka ilustracji z mojego życia....

  1. Codziennie widzisz - Moje Kochanie!

  1. Ubranie, w którym mieszkasz - Stare dżinsy Michała :D

  1. Ulubiona pora dnia - Wieczór

  1. Coś nowego - To będzie niespodzianka…

  1. Właśnie tęsknisz za…- Czekoladą, bo odkryłam, że nie mogę jej jeść ze względu na alergię Łucji na kakao.

  1. Piosenka, która chodzi Ci po głowie - Run to the hills Ironów

  1. Nagłówek Twojego tygodnia
Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś. Antoine de Saint-Exupéry


  1. Najlepszy moment tygodnia - Generalnie, to od trzech miesięcy nie odróżniam dni tygodnia…

  1. Kim chciałaś/łeś być jako dziecko ?? - Detektywem, kimś takim jak osławione CSI :D

  1. Nigdy nie rozstajesz się ze... zdrowym rozsądkiem (nad czym niejednokrotnie już ubolewałam)

  1. Co może znaleźć się  na Twojej liście życzeń... - Aktualnie jest jedno, ale ogromne – szczęśliwe dziecko

  1. Twoja miłość od pierwszego wejrzenia... - Łucja! A jakże!

  1. Co robisz przez cały czas... - Hehe, karmię, przewijam, lulam, sprzątam….

  1. Zdjęcie tygodnia... - Wybaczcie, więcej nie pokażę.

  1. Ulubione słowo , wyrażenie... - Przyjaźń ponad podziałami

  1. Najlepszy moment roku…-  Jesień!

  1. Ktoś kto zawsze potrafi Cię uszczęśliwić - Michał i Łucja!


Bardzo dziękuję za zaproszenie do zabawy! Fajnie było się zastanowić nad tymi wszystkimi rzeczami. Nie da się ukryć, że aktualnie świat kręci mi się wokół Łucji…
Wybaczcie mi, że nie wytypuję nikogo tym razem…

Na koniec jeszcze raz prezent od Ani, bo się okazało, że jak go dostałam, to oprócz wisiorka były tam jeszcze przecudnej urody kolczyki oraz pyszna herbatka (aktualnie na mojej liście zakupów) oraz czekoladka (zjedzona przez Męża, bo ja nie mogę L). Oczywiście czekoladka i herbatka nie załapały się już do zdjęcia, bo zostały w bardzo szybkim czasie skonsumowane, ku wielkiej uciesze naszych żołądków :D


Aniu, jeszcze raz serdecznie dziękuję!

Miłego tygodnia Wam życzę!


czwartek, 21 lutego 2013

Szczęśliwości


Po pierwsze chcę Wam dziś podziękować. Za komentarze, za miłe w nich słowa, przede wszystkim zaś za to, że jesteście! Witam też nowe Obserwatorki! Mam nadzieję, że zagościcie u mnie na dobre. Po drugie muszę się Wam dziś pochwalić kilkoma rzeczami, bo trochę się ich nazbierało.
Na pierwszy ogień idą serduszka od Anity. Jakież było moje zdziwienie, gdy pewnego dnia odczytałam maila, że zostawiłam na jej blogu pierwszy komentarz! Z tej okazji Anita przygotowała dla mnie upominki w postaci przesłodkich i pięknie pachnących różami i lawendą serduszek oraz cudnej szydełkowej broszki, którą – tak się złożyło – mam dziś przypiętą do swetra. Jedna zawieszka ozdobiona jest wizerunkiem pieska, jako że Anita kocha te stworzonka. Kochana, dziękuję Ci bardzo, bardzo!



Drugi prezent był złożony, bo ma dłuższą historię. Razu pewnego postanowiłam spontanicznie przemalować wiklinową szafkę (kupiona za studenckich czasów w Lidlu za stówkę). A jak już ją przemalowałam, to stwierdziłam, że przydałyby się ładne szyldziki z numerkami do ozdoby. No więc oczywiście pomyślałam o Qrce. Nie myśląc za długo napisałam do niej i zamówiłam com chciała. Qrka poinformowała mnie, że to super zbieg okoliczności, bo właśnie przygotowała dla Łucji prezencioszka, więc wyśle wszystko razem. Ja dostałam więc moje wymarzone szyldziki, a Łucja serduszko z imieniem, które zawisło już na łóżeczku oraz rewelacyjny woreczek z transferem i uroczą zawieszką. Qrko – tak po prostu – dziękujemy!





A to już moja szafka z qrkowymi szyldzikami (tak się spieszyłam z ich przywieszeniem, że nie zdążyłam zrobić zdjęć przed :D):




Na koniec pochwalę się Wam, że w Walentynkowym wyzwaniu u Małopolanek zajęłam drugie miejsce. Do konkursu zgłosiłam serduszko wykonane z różnej wielkości perełkowych koralików. Ta różna wielkość sprawiła, że jest ono bardzo trójwymiarowe i w ogóle prezentuje się bardzo ciekawie.



W nagrodę Ania zrobiła dla mnie piękny wisiorek z zamka. W ogóle Dziewuszka robi śliczne rzeczy, które możecie zobaczyć na jej blogu W strefie ciszy. Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone, że pożyczyłam od niej fotkę wisiorka… Już się nie mogę doczekać, aż to cudeńko obejrzę i będę mogła założyć! Aniu, dziękuję jak nie wiem co!

źródło: http://wstrefieciszy.blogspot.com/

Wiecie, tak normalnie, po ludzku, serce mi się raduje, że spotkałam się z tak wielką życzliwością z Waszej strony. To niesamowite dostawać tyle zarówno rzeczy materialnych, jak i tego, czego w żaden sposób nie da się wycenić – ciepła i serdeczności. Z tej okazji przygotowuję dla Was candy, które ogłoszę na początku marca. Będzie bardzo… brytyjsko!
Tymczasem żegnam się dziś z Wami gorąco i śnieżnie!



niedziela, 17 lutego 2013

O stylu prowansalskim słów kilka


Dziś chciałabym Wam przekazać kilka informacji o stylu, który dominuje w domach wielu z Was. Szczerze mówiąc mnie do niedawna styl prowansalski – bo o nim mowa – kojarzył się przede wszystkim ze słoneczną kuchnią pachnącą lawendą. Ale to nie wszystko. W tajniki dekorowania rodem z południowej Francji wprowadzi nas Pani Kasia z Lawendowego Kredensu

źródło: lawendowykredens.pl
Styl prowansalski to lekki i przytulny sposób urządzania wnętrz, który w ostatnich latach można coraz częściej spotkać także w polskich domach. Jest on z jednej strony lekki i pełen stonowanych kolorów, a z drugiej szalenie elegancki i stylowy. Kojarzy się z pachnącymi ziołami, lawendą i słońcem Prowansji – krainy historycznej położonej nad Morzem Śródziemnym, w południowej części Francji.

źródło: lawendowykredens.pl

Meble prowansalskie
Meble prowansalskie to przede wszystkim meble wykonane z litego drewna. Charakterystyczne dla stylu prowansalskiego są duże i solidne kredensy, których drzwiczki ozdobione są rozmaitymi malowidłami, głównie o roślinnej tematyce. Równie „prowansalskie” są szafki wymurowane z cegieł oraz wszelkie szafy i szafeczki, których drzwiczki ozdobione są malunkami i rzeźbieniami lub też zastąpione barwnymi, bawełnianymi lub lnianymi zasłonkami. Oświetlenie charakterystyczne dla stylu prowansalskiego to mosiężne oraz kryształowe, dużych rozmiarów żyrandole.
Styl prowansalski dostępny jest dla każdego. Nie tylko dlatego, że w Internecie znajdziecie świetne sklepy z meblami i dodatkami w stylu prowansalskim takie jak lawendowykredens.pl, ale także dlatego, że meble prowansalskie można wykonać samemu w domu. Pomogą nam w tym techniki postarzania i stylizowania mebli, czyli decoupage i shabbychic.

źródło: lawendowykredens.pl

Prowansalskie dekoracje
Jeśli chcielibyście, aby styl prowansalski zagościł w Waszych domach, to nie może zabraknąć w nich artykułów dekoracyjnych. Prowansalskie dekoracje zachowane są zazwyczaj w barwach charakterystycznych dla Prowansji, czyli w kolorze beżowym, lawendowym, żółtym oraz kremowym. Dekoracje te ozdobione są głównie motywami roślinnymi, a motywem na nich przeważającym jest oczywiście lawenda.
źródło: lawendowykredens.pl

Mam nadzieję, że te kilka wskazówek pozwoli Wam uzupełnić Wasze stylizacje. Jeśli szukałybyście dodatkowych inspiracji, to koniecznie zajrzyjcie do sklepu Lawendowy Kredens. Pełno tam pięknych dodatków, które z pewnością nadadzą charakteru niejednemu wnętrzu. Mnie zachwyciły meble Belldeco, wśród nich dębowa biblioteka (mmmmarzę o takiej!), czy „multiszufladowa” komoda, a także retro zegary, czy ptaszki-świeczniki. Zajrzyjcie tam, a zakochacie się w Prowansji! 

Specjalnie dla Was Pani Kasia przygotowała promocję – każdy, kto zechce zaprzyjaźnić się z produktami z Lawendowego Kredensu na hasło „bluszczem oplątane” dostanie 10% rabatu! 


Trzymajcie się cieplutko! Miłej niedzieli!

środa, 13 lutego 2013

Siabada! Mydełko Fa!


Dziś rzecz będzie o bardzo aromatycznych mydełkach! Pewnego dnia, jakieś dwa tygodnie temu, kiedy Łucja smacznie spała, do głowy wpadł mi pomysł. Wyszukałam więc w Internecie przepis, a raczej przepisy, bo co jeden, to inny i przystąpiłam do dzieła. Korzystałam m.in. z receptur zamieszczonych  na blogu ZapachWspomnień i w cafe art (tu muszę się przyznać - pomysł bezwstydnie skopiowałam). 


Na pierwszy ogień poszły mydełka kawowo-pomarańczowe. Namęczyłam się z rozpuszczeniem szarego mydła co nie miara! Normalnie topiło się chyba ze trzy godziny! Wiedziałam już, że przy następnych muszę zetrzeć mydło na drobnych oczkach. Dwa dni później zrobiłam już dwa następne „zapachy” – lawendowo-waniliowy i cynamonowo-miodowy.
Ale do rzeczy. Oto, co wykorzystałam:


NARZĘDZIA:
2 garnki – duży i mały, do kąpieli wodnej
Tarka
Miseczka
Waga
Foremki (ja wykorzystałam małe pojemniczki na sosy, jakie zazwyczaj dołączają do pizzy)
Drewniana kratka do suszenia


BAZA:
80 g szarego mydła
3 łyżki wody
Łyżka oliwy
Mydło ścieramy na tarce, dodajemy wodę i rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Po rozpuszczeniu mydlanych płatków dodajemy oliwę i składniki mające nadać aromat i kolor, czyli co tylko komu wpadnie do głowy.


ZAPACHY:
Kawowo-pomarańczowy – zamiast wody dodałam napar kawowy już na początku rozpuszczania. Potem jeszcze łyżka kawy, której wcześniej użyłam do zrobienia naparu. Do tego olejek pomarańczowy do ciasta – jakieś pół buteleczki.
Lawendowo-waniliowy – Łyżeczka lawendy, pół buteleczki olejku waniliowego do ciasta, kawalątek laski wanilii starty na najdrobniejszych oczkach. W tym mydełku dopuściłam się oszukaństwa, zarówno jeśli chodzi o kolor, jak i zapach. Dodałam bowiem jeszcze starte mydełko w kolorze niebieskim (zostawiam resztki mydła, które się do końca nie „wymydlą”, no i traf chciał, że miałam jedno niebieskie). Żeby zapach był bardziej lawendowy, dodałam łyżkę koncentratu do płukania Lenor. Tym samym mydełko straciło na naturalności, ale za to jak pachnie!
Cynamonowo-miodowy – 2 łyżki miodu, 2 łyżeczki cynamonu (czy ile kto lubi). Nie wiem, czy to przez miód, ale to mydełko bardzo długo twardniało.

Składniki zapachowe dodajemy do bazy i jeszcze chwilę gotujemy. Potem studzimy jakieś 15-20 min. Zanim włożyłam mydełko do foremek było już tylko letnie i bardzo plastyczne – mogłam je swobodnie ugniatać jak modelinę. Poporcjowałam je więc i włożyłam ubijając równomiernie do wysmarowanych oliwą foremek. Poleżały tak z godzinkę. Po wyjęciu lekko je zwilżyłam i wygładziłam palcem (zmydliłam) wszelkie nierówności, czy uszkodzenia powstałe przy wyciąganiu z foremek). Potem położyłam je na drewnianej kratce, dzięki czemu schły także od spodu.




Zdobienie:
Gotowe mydełka ozdobiłam owijając skrawkami starej gazety, koronką, lnem i sznurkiem. Dodałam moją etykietę oraz karteczkę, na której zapisałam nazwy mydełek i ich wagę. No i to wszystko. Mydełka gotowe! Cieszą nie tylko zapachem, ale i wyglądem, a zapakowane w celofan będą ślicznym prezentem.


Ostrzegam tylko co wrażliwszych, że mydlane opary mogą powodować ból głowy i żołądka (tak było u mnie, niestety).

Do zobaczenia! :D


poniedziałek, 11 lutego 2013

Pieczątka i inne takie

Witajcie po weekendzie!
Na początek chciałabym Wam podziękować baaardzo serdecznie i gorąco za wszystkie ciepłe słowa pod adresem moich naszyjników. Te komentarze to miód na moje serce! Jako, że nie jestem do tych szyjątek jakoś szczególnie przywiązana, to – jeśli chcecie – możecie je nabyć TUTAJ. Mogę też się z Wami na coś wymienić, lub przygotować taki naszyjnik w kolorze przez Was wybranym. To dużo pracy, którą chętnie się zajmę wieczorem, kiedy Łucja już śpi, a ja nie mam co zrobić z rękoma.
Poza tym chciałam się Wam pochwalić pieczątką, którą zaprojektowałam sobie jakieś dwa tygodnie temu. Początkowo zamierzałam zrobić etykiety do mydełek, które zrobiłam (będzie o nich niedługo). Ale jak to w moim przypadku często bywa, w trakcie pracy zmienił mi się koncept. Powstało więc to cudo.


Na gorąco zadzwoniłam do firmy zajmującej się wyrobem pieczątek, zapytałam o cenę, wysłałam maila i na następny dzień Mąż mógł już odebrać gotowy produkt. Miałam już co prawda pieczątkę, ale malutką. Był na niej tylko napis „bluszczem oplątane” i dwa małe listki bluszczu. Ta wydaje mi się bardziej… no nie wiem, bardziej profesjonalna :D Koniecznie musiałam coś sobie od razu ostemplować. Pod nóż poszedł mały notesik, który kiedyś dostałam od Ani z mój dom – moja przystań. Miał żółtą plastikową okładkę, pod którą kryła się cudowna szarość (eh, Grey… Aniu, zaraziłaś mnie tą fascynacją!). Okleiłam grzbiecik szarym płótnem (z przodu niestety nie widać) i kawałkiem koronki. Pod płótno wkleiłam kawałek sznurka, co bym mogła zawiązywać notesik.


Oczywiście to nie tylko taka notesowa fanaberia! Zeszyciątko służy mi do zapisywania różnych pomysłów na gorąco, szkicowania projektów etc. Czasami tak mam, że coś wpada mi do głowy całkowicie znienacka. No a co można zrobić z pomysłem, jeśli nie ma możliwości go od razu zrealizować? No trzeba gdzieś zapisać, co by nie uleciał z zahukanej głowy. Do tej pory służył mi do tego wielki zeszyt formatu A4, ale raczej na spacer z Łucją go nie zabiorę. A spacery bardzo służą rozmyślaniu, na przykład na temat – co by tu zmajstrować. A żeby mydełko nie zostało gołe, to z pieczątki powstała też etykietka. Wybaczcie za jakość fotek – w pośpiechu robione komórką (czy smartfon nie brzmi dla Was zbyt snobistycznie? ja się nie mogę ciągle przyzwyczaić, komórka, to komórka przecie…)


I nie wiem, jak to się dzieje, że zawsze jak zamierzam wrzucić krótki post o niczym, to wychodzi mi rozprawka na pół strony. Niekoniecznie o czymś… :D
Miłego tygodnia Wam życzę!  

piątek, 8 lutego 2013

Naszyjniki i wesołe krówki


Dziś zaprezentuję Wam prace ”okołoporodowe", tzn. wykonane tuż przed i tuż po pojawieniu się Łucji na świecie. Są to naszyjniki, zwane przez niektórych kotylionami. Jeden z nich już Wam pokazałam. No bo wiecie, to było tak, że jak zrobiłam jeden, to w głowie pojawiła mi się cała masa pomysłów na nowe kolory i materiały.






Ostatni z kotylionów, dżins połączony z białym lnem i wełną, był dopełnieniem mojej wigilijnej stylizacji. Wykorzystałam w nim szydełkowego kwiatka, którego dostałam od Agnieszki z bloga Agato.art.
Ale nie będę się na temat naszyjników rozpisywać. Niech się ewentualnie bronią same :)

Oprócz nich chciałam Wam się jeszcze pochwalić prezentem, który wczoraj dostałam od mojego serdecznego kolegi, Piotra. Jest on marynarzem, podróżuje po całym świecie. Z jednej ze swoich wypraw, do Danii, przywiózł mi dwie wesołe krówki - solniczkę i pieprzniczkę. Już się zadomowiły w mojej kuchni. Prawda, że są słodkie?



A teraz już, moje kochane, uciekam nakarmić Łucję i biegniemy na spacer (te spacery to nie tylko dla niej, okazuje się, że zbawiennie działają na mój brzuszek!).

Do wirtualnego zobaczenia!