Dziś pochwalę się Wam prezentami,
które dostałam w ostatnim czasie.
Pierwszy przyszedł pewnego ranka pocztą.
Spodziewałam się go, choć nie tak z samego rana. Wyskoczyłam więc do listonosza
w piżamie i chyba go troszkę przestraszyłam swoim wyglądem, bo minę miał na
wpół przerażoną, na wpół rozbawioną. Ale przecież nie będę się stroić dla
listonosza…
Tymczasem w paczuszce od Ani zMój dom – moja przystań przyszły takie oto cudeńka:
Wśród tych wszystkich rzeczy
znalazły się dwie zawieszki z konikami (ten motyw mnie urzekł i zachwycił),
woreczek pięknie pachnący goździkami, dwie pary cudnych kolczyków, notesik,
serwetki, na które już mam pomysły, gipsowe aniołki, kadzidełka,
naklejki-zakładki ze słodkim kociakiem, lniany sznureczek i karteczka, którą Ania
zrobiła specjalnie dla mnie. Generalnie dostałam całą masę fantastycznych
rzeczy, za które Ci, Aniu, z całego serducha dziękuję. To genialne uczucie być
tak wspaniale obdarowanym.
A oto, jak wykorzystałam
zawieszki:
Czerwony konik znalazł miejsce w kuchni na
zasłonce. Myślę, że tu pasuje najbardziej, choć koncepcji było wiele. Konik
transferowany natomiast zadomowił się w sypialni, którą powoli przygotowujemy
na przyjście Łucji. Na razie zawieszka jest na drzwiach od szafki, ale z czasem
pewnie znajdzie się przy łóżeczku Małej. Woreczek z goździkami zostanie w
kuchni i będzie zdobił przygotowywaną przeze mnie półeczkę razem z następnym prezenciochem,
tym razem od mojej Siostry. Nie widziałyśmy się szmat czasu, jest to zaległy
prezent urodzinowy, którego już nie mogłam się doczekać. Na dodatek wszystko ślicznie
opakowane. Ja też zrobiłam coś dla niej i ładnie zapakowałam, ale niestety nie
zrobiłam fotek… Faktem jest jednak, że zupełnie niezależnie od siebie
skorzystałyśmy z podobnych motywów – był szary papier, na to siatka, rafia,
motylki do ozdoby… Eh, ale zobaczcie już, co było w pudełku:
Półeczką w pełnej okazałości
pochwalę się Wam dopiero w następnym tygodniu, bo nawet jeśli zrobię ją jutro,
to nie ma mi jej kto zawiesić, bo wczoraj zostałam słomianą wdową – mój Mąż
wojażuje po Szwecji przez najbliższe kilka dni. I tak mi pusto w domu i tęskno
do niego, hormony mi na dodatek szaleją i najchętniej bym cały czas ryczała jak
bóbr… Dobrze, że mam jego cząstkę pod seruszkiem… Całkiem sporą cząstkę, bo
waży już dobry kilogram :D
Ściskam Was wszystkie serdecznie,
chociaż wirtualnie i życzę miłego weekendu, ostatniego podczas tych wakacji.